Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 8

** ** **

Rzeczywistość całkowicie się zmieniła. Zamiast jechać windą na niższe poziomy Instytutu, leciał i nie wiedział gdzie wyląduje. Barwy mieszały się ze sobą tworząc rozmazany obraz. Wyglądało to tak, jakby namalował go jakiś artysta, który nie wiedział co chce namalować. Tu nawet góra i dół gdzieś znikły. Wiedział tylko, że leci w pionie i nic więcej. Co gorsza stało się to tak nagle. Błysk i to dziwne miejsce. Jego stopy niespodziewanie uderzyły o ziemię. Zaskoczyło go to tak bardzo, że się przewrócił. Wokół panowała ciemność. Drugą informacją, poza kolorem, która do niego dotarła to zapach. Coś straszliwie cuchnęło. Całe powietrze było tym przesiąknięte. Chwilę później usłyszał szum płynącej wody. Gdzie jestem. Pomyślał. Wciąż leżał na ziemi. Powoli, omacku się podniósł podpierając ściany. Była wilgotna. Co to za miejsce? Powinienem być w windzie, a nie w cuchnącym miejscu. Pomacał kieszenie. Magazynki były na swoim miejscu. Kolbę smoka wciąż czół na plecach. Jakieś światło. Pomyślał. Jeszcze raz przeszukał kieszenie. Magazynki, klucze do domu, karta do radiowozu… wyliczał po kolei. W końcu znalazł zapalniczkę. Lepsze to niż nic. Przyświecając sobie zapalniczką, powoli zaczął posuwać się na przód.
Nie opodal płynęła woda. Postanowił, że się przyjrzy. Ostrożnie, uważając aby nie wpaść do tego czegoś, wykonał kilka kroków. W świetle niewielkiego płomyka zobaczył, że to ścieki. Skrzywił się. Dlaczego przeniosło właśnie tu? Nie umiał znaleźć odpowiedzi. Najwyraźniej znajdował się w kanałach, ale którego miasta? Wyjął telefon z zamiarem sprawdzenia położenia. Telefon właśnie wyświetlał, że brak zasięgu i brak GPS. Co to za dziura? Tempo patrzył na wyświetlacz. Przecież czas jest dobry. Może jestem bardzo głęboko pod ziemią? Ale nie wiele miast ma tak głębokie kanały. Schował bezużyteczny gadżet i mozolnie ruszył do przodu.

** ** **

Rozmowa z generałem wypadła pomyślnie, ale czół się z tym źle, że Bór dał mu pistolet, który i tak nie zostanie użyty podczas tego powstania. Przynajmniej miał nadzieję, że nie będzie walczył, bo nie miał pojęcia jakie zmiany w czasoprzestrzeni zajdą, gdy on się wmiesza. Czas do bardzo delikatna oś świata. Przeszłej nie należy zmieniać, bo zmienić może teraźniejszość. Samo pojawienie się ich było swego rodzaju zaburzeniem, ale należało je zminimalizować. Na razie był problem z powrotem. Coś spowodowało, że zegarki nie chciały się przestawić do przyszłości. Pokręcił głową. Może coś wymyślę. Mailine mi pomoże.
Kiedy doszedł do miejsca, gdzie rozciął linę, zdał sobie sprawę, że nie ma jak przejść na drugą stronę. Niepewnie spojrzał na zegarek. Mapa działała, ale nie znał dobrze rozkładu miasta w tych czasach. Powoli zaczął przeglądać ulice. Potrzebował wiedzieć, gdzie jest najbliższe wyjście z kanału na tą samą ulicę. Najlepiej aby miało też wejście po drugiej stronie ulicy. Po chwili przeglądania mapy udało mu się znaleźć. Już miał ruszyć w tamtą stronę, kiedy w sąsiednim przejściu coś niesamowicie błysnęło.
– Co to było? – Szepnął. Ten błysk wyglądał jak ten, kiedy my tu się pojawiliśmy. Pomyślał próbując coś zobaczyć. Może ktoś się pojawił? A może to efekty uboczne ich się pojawienia. Miał nadzieję, że nie to ostatnie, bo oznaczałoby to, że rzeczywistość tego czasu sama próbuje się ich pozbyć. Niepewnie ruszył w stronę błysku.

** ** **

Zaczynało go irytować klikanie zapalniczki, której dźwięk odbijał się echem od ścian tunelu. Schował ją i zamiast niej wziął telefon. Światło będzie miał oczywiście do puki bateria mu się nie wyczerpie. Doszedł do rozwidlenia i nie miał pojęcia, gdzie powinien teraz pójść. Każdy tunel wydawał mu się dobrym. Woda wypływała z mieszczącego się na środku basenu. Część wody wpadała do niego z górnych rur, które kończyły się nad basenem. Hałas tu był naprawdę spory. Na szczęście ktoś umieścił tu kładki nad mazią płynącą niżej. Szedł może dziesięć minut. Osunął się po ścianie i powoli, metodycznie, jeszcze raz przeszukał kieszenie. Nadal nie wiedział co zrobić z zegarkiem brata. Dotknął go palcem. Zawibrował i wyświetlił ekran startowy. No tak. Pomyślał. Przecież ma funkcje mapy. Wybrał ikonę i czekał na załadowanie. Nie znaleziono GPS. Co? Przecież to lepszy sprzęt niż ten telefon. Znaleziono mapę w bazie urządzenia w pobliżu. Czy pobrać? Tak. Nie. Wybrał tak i czekał. Przez chwilę nic się nie działo, a po chwili zegarek wyświetlił mapę okolicy. Znajdował się w podziemiach Warszawy. Ale miasto wyglądało jakoś inaczej. Były tylko zwykłe. stare ulice. I co na mapie robili ludzie z podpisem czaszki i z niemieckimi mundurami, zamiast SPiB? Nic nie rozumiał. Zatopił się tak w myślach, że nie usłyszał zbliżających się kroków.
– Co ty tu robisz? – Usłyszał obok. – Miałeś na mnie czekać? – Ten głos poznałby wszędzie. Zerwał się na nogi i spojrzał w stronę rozmówcy. Stał przed nim wysoki, mocno zbudowany mężczyzna o czarnych włosach niebieskich oczach. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
– Też się cieszę, że cię widzę braciszku? – Zakpił Jerre. – Wiem gdzie powinienem być, ale nic nie rozumiem.
– Użyłeś zegarka? – Spytał Joannes.
– No… Właściwie użył go Jorgen, bo ja nie rozumiałem tego co mam zrobić i potem mi go oddał.
– Teraz jasne.
– Co jasne?
– Cieszę się, że żyjesz i cieszę się, że nam pomożesz. Przynajmniej taką mam nadzieję. Choć miałem też nadzieję, że cię tu nie ściągnę.
– Tu, to znaczy do jakiejś dziwnej Warszawy?
– Tak. Sprawdzałeś, który dzisiaj jest? – Przestrach na twarzy brata skłonił Jerrego aby spojrzeć na telefon.
– Jest 10 lipca 2205. – Joannes pokręcił głową.
– To jest czas, który powinien być.
– Jak to powinien? – Nic nie rozumiał. Kiedy zaczynał coś pojmować, brat mówi mu, że czas nie jest ten, który powinien być. Nie, to już robiło się skomplikowane.
– Spójrz na swój zegarek, a nie na telefon. – Poradził Joannes. Jerre zrobił jak mówił i zdębiał.
– Co? Jak to? Jak to możliwe? – Jego zegarek również pokazywał 1 sierpnia 1944.
– Chodźmy z tond, później ci wyjaśnię.
– Obyś to zrobił, bo naprawdę to mi się nie podoba.
– Wież mi, mi też nie. Znam wyjście z tego śmierdzącego miejsca.

** ** **
Pojawienie się brata całkowicie Joannesa zaskoczyło. Miał nadzieję, że wróci razem z Mailine i tyle. A tu miał jeszcze jedną osobę. Nie przewidział tego i był świadomy, że brat będzie się wyróżniał z racji ubrania i sprzętu, którego jeszcze nie wynaleziono. Mogli tu zginąć i nikt by się nie dowiedział, gdzie leżą ich ciała. Nie miał pojęcia jakby to wpłynęło na historię i nawet nie chciał wiedzieć. Pokręcił głową. Nawet przypadkowa kula może być groźna, bo nie miał żadnej apteczki. Może brat miał, ale raczej nie. Idąc powoli w stronę wyjścia zapytał.
– Masz jakieś leki, bandaże i tym podobne? – Jerre powoli przemacał kieszenie.
– Nie, nic takiego nie mam. – Przez chwilę szli w milczeniu. – A po co ci to?
– Bracie, czy pamiętasz co działo się tu w czasie pierwszego sierpnia 1944? – Zapytał Joannes patrząc na brata.
– Hm. Powstanie było.
– No tak. A w czasie powstania strzelano. – Dokończył Joannes pozwalając aby Jerre sam dokończył myśl.
– Możemy zginąć.
– Właśnie. – Potwierdził Rektor. – Na razie dostańmy się do mojej kryjówki, a potem ustalimy co mamy robić. – Jerre smętnie pokiwał głową.
Do wyjścia było już niedaleko. Korytarz zakręcił i ich oczom ukazały się uchwyty dla rąk i nóg. Z góry wpadało światło rozjaśniając ponure miejsce.
– Pozwól, że ja wyjdę pierwszy. – Powiedział Joannes. – Może być niebezpiecznie.
– Jeśli tak, to ja powinienem iść pierwszy. – Sprzeciwił się Jerre.
– Dobra, przygotuj broń i wychodź. – Jerre zdjoł z pleców broń, sprawdził magazynek i odbezpieczył, aby była od razu gotowa. Powoli podszedł do uchwytów i zaczął się wspinać. Powoli uniósł właz i przesunął. Syknął, gdy właz stuknął o bruk.
Tym czasem Joannes spojrzał na mapę. Na ulicy były dwa patrole. Jeden właśnie szedł w ich stronę. Jęknął. Mogli usłyszeć stukot studzienki.
– Uważaj, dwóch niemców idzie w naszą stronę. – Gdy to powiedział, brat stał już na górze. Dobra. Pomyślał. Idę za nim. Szybko wspiął się na górę i miał powtórzyć ostrzeżenie, gdy niemcy wyszli zza sterty skrzyń zasłaniających wejście do kanalizacji.
Przez chwilę nie działo się nic, bo niemcy byli zaskoczeni, nie codzienną jak dla nich, dwójką mężczyzn. Jeden z niemców otrząsnął się pierwszy i rozkazał.
– Dokumenty! – Mamy problem. Pomyślał Joannes. Tylko on znał niemiecki. Ich dokumenty były holograficzne. Pokazanie ich nie wiele by dało. Położył rękę na ramieniu brata i wystukał Morsem: zajmę ich.
– Dokumenty! – Powtórzył niemiec. Drugi zdjął pistolet z ramienia i spokojnie czekał na rozwój wydarzeń.
– Proszę, to są nasze dokumenty. – Powiedział Joannes po niemiecku wciskając guzik przy pasku.
Zdumienie niemców było ogromne. Najpierw jeden z mężczyzn mówi w ich języku, a po chwili pojawił się dziwny obiekt. Po patrzył jeden na drugiego. Obiekt unosił się przed Joannesem i przedstawiał jego twarz oraz jakieś napisy po polsku. Obiekt się otworzył jakby był książką odsłaniając ciągi dziwnych liczb i jakichś niezrozumiałych danych.
– Przepraszam. – Odezwał się Joannes. – Tylko takie mam dokumenty. Papierowe już dawno wyszły z użycia. – Twarz niemca stojącego po lewej spurpurowiała z gniewu. Jak śmie ta polska świnia do niego, oficera S.S., zwracać się jak do swojego. Po niewczasie Joannes zauważył czaszkę na mundurze. Zaraz każe nas kazać zastrzelić. Pomyślał patrząc niemcowi w oczy. To też dla niemca okazało się za dużo.
– Zastrzel ich. – Zwrócił się do kolegi po prawej. W głosie słychać było tłumiony gniew. Mężczyzna z pistoletem spokojnie wycelował, odciągnął kurek i… Nie zdążył pociągnąć za spust. Syknęło i broń eksplodowała niemcowi w rękach. Joannes padł dając bratu pole do czystego strzału. Znowu syknęło i esesman padł z przestrzeloną głową. Drugi otworzył właśnie usta, aby krzyknąć. Joannes wybił się i przewrócił niemca. Szybko ramieniem oplótł mu tchawicę i zaczął zaciskać. Niemiec prubował rękoma zepchnąć Joannesa, ale twarz zaczynała mu już purpurowieć. Coraz rozpaczliwiej okładał Joannesa pięściami, aż znieruchomiał.
W tej chwili usłyszał kroki.
– Wynośmy się z tond. – Szepnął Jere. Idą następni. Joannes zerwał się i zaczął biec. Brat ruszył za nim z bronią w ręku.

Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 7

Witajcie. Możliwe, że obawialiście się, iż nic nowego już się nie ukaże. Aby was nie zawieść i mam nadzieję, że ci co czytali jeszcze powrucą, wrzucam oto ten dalszy kawałek. Wkońcu trzeba zakończyć. 🙂

** ** **

Plan powolutku nabierał kształtów. Nareszcie wszystko działo się tak jak chciał. Właśnie przeglądał dane uzyskane z serwerów uniwersytetu. Potrzebował informacji, jak wejść do sali czasu. Chciał cofnąć się w czasie i miał nadzieję, że został jeszcze jeden działający zegar działający w różnym czasie. Oparł nogi o biurko i ze znudzeniem przewijał kursor. Na razie nic go nie interesowało. Był tak zajęty, że z początku nie zauważył, że dzwoni telefon. Zdjął nogi i odsunąwszy ekran monitora na bok odebrał. Dzwoniła pani komandor.
– O co chodzi? – Rzucił gdy pojawiła się jej twarz w hologramie.
– Tak jak pan prosił, przepuściliśmy generała i za chwilę będzie w Instytucie.
– Bardzo dobrze. – Uśmiechnął się mściwie. Zaraz się zobaczymy. Pomyślał.
– Czy mogę coś pokazać? – Spytała admirał uśmiechając się złośliwie.
– Proszę bardzo. – Na hologramie pojawił się lecący radiowóz, ale widać było, że ma wyłączone silniki. Widać było jak zbliża się do Instytutu.
– Co to jest?
– To statek generała.
– Coście mu zrobili? – Wrzasnął.
– Spokojnie. Dostał rakietą jonową. – Statek wciąż przybliżał się do budynku. Jorgen patrzył jak zahipnotyzowany, jak statek uderza w szkło i wlatuje do jednego z gabinetów. Oby nic ci się nie stało. Pomyślał. Jesteś mi potrzebny. Przewidziałem dla ciebie coś innego. Gdy zobaczył, że generał wysiadł uśmiechnął się mściwie.
Wystarczy. – Obraz statku zniknął. – Resztą możecie się zająć.
– Przybyły posiłki. – Odpowiedziała admirał.
– Zajmijcie ich na tyle ile możecie. Potrzebuję trochę czasu.
– Przyjęłam. – Obraz zniknął.
– To teraz będzie zabawa. – Syknął uradowany. Z kabury wyjął pistolet i przeładował. Pogładził go po lufie i szepnął do niego. – Zadziałaj maleńka. – Przypiął do paska i na nowo zaczął przeglądać dane.
Po chwili zobaczył to co go interesowało. Sala znajdowała się osiem pięter niżej od niego. Sprawdził czy ma kartę rektora przy sobie i radośnie wyszedł z gabinetu.
Idąc w stronę windy nad tknął się na jednego z profesorów.
– Ma pan chwilę? Wydaje mi się, że mój wynalazek nadaje się na wystawę. – Jorgen coś chciał powiedzieć, ale mężczyzna mu nie pozwolił. – Bo to urządzenie zwalniające czas. Super. Prawda?
– Szczerze – odparł Jorgen – nie mam teraz na to czasu.
– Jak to? – Oburzył się profesor. Doszli właśnie do windy. Żadnej niestety nie było.
– Śpieszę się trochę.
– Ale panie, to może być super. – Piknęła cicho winda. Jorgen wszedł do środka, a jego rozmówca został na korytarzu.
– Jak będę miał czas to zerknę. – Powiedział wciskając przycisk piętra. Drzwi już się zasuwały, gdy usłyszał.
– Czekam na pana. – To się nie doczekasz. Zakpił Johgen. Na szczęście nie powiedział tego na głos.
Idąc przez korytarz, miał nadzieję, że żaden z naukowców już go nie zaczepi. Jak najszybciej chciał dotrzeć do pokoju z zegarem. Musiał zdążyć przed generałem. Generała też zamierzał się pozbyć, ale w inny sposób niż jego brata. W końcu on też by bruździł. Drzwi, które go interesowały znajdowały się na końcu korytarza. Zbliżywszy się do nich, przyłożył kartę rektora. Zaświeciła się zielona dioda pozwalając mu wejść.
Cały pokój był zastawiony większymi, mniejszymi zegarami, które leżały na postawionych regałach. Ale graciarnia. Pomyślał. Każdy zegar miał niewielką tabliczkę informującą do czego służy i co nim badano. Żaden z modeli go nie interesował. Pewnie szedł wzdłuż rzędów regałów. Tylko pojedyńcze zegary tykały albo pikały. Na końcu rzędu zobaczył, że na postumencie, na wprost siebie, leżał kieszonkowiec. To ten. Uśmiechnął się na jego widok. Podbiegł i wziął. Obracał go w palcach przyglądając się modelowi. Jak to uruchomić? Zastanawiał się. Najpierw muszę wgrać oprogramowanie tej Mailine. Tylko trzeba go odwirusować. Uśmiechnął się ironicznie. Tak łatwo poszło. Schował zegarek do kieszeni i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.

** ** **

rzadko bywał u brata w pracy i słabo się orientował w Instytucie. Poza tym był to ogromny gmach i nie był pewien czy kto kolwiek wiedział o nim wszystko. Tak szczerze, wszystko ułatwiał system. Kiedy wyszedł z rozwalonego przez siebie gabinetu, znalazł się w szerokim korytarzu, ale rozświetlanym zaledwie kilkoma jarzeniówkami. Każde drzwi jakie mijał były żelazne i na każdych było napisane nie przeszkadzać. Zza kilku dochodziły dziwne szczęki i klikania. Nie bardzo mu się podobało to miejsce, ale nic na to nie mógł poradzić. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć brata i zapytać go o parę rzeczy. Przy windzie znalazł holograficzny plan Instytutu. Zaznaczył, że interesuje go pokój rektora. System wskazał, że powinien udać się na 33 piętro. Znajdował się na 28. Dobrze, że są windy. Pomyślał.
Wsiadając do windy zobaczył, że nie jest pusta. Stał w niej już wysoki o bląd włosach mężczyzna. Jego twarz była dość blada, a po lewym policzku biegła zygzakowata blizna. Jakby dostał z noża. Pomyślał Jerre przyglądając się bliźnie.
– Może mogę w czymś pomóc? – Zapytał mężczyzna.
– Właściwie, tak. – Odpowiedział Jere kiwając głową. – Poszukuję Rektora.
– To go pan znalazł. – Uśmiechnął się mężczyzna.
– Jak to? Przecież Rektorem jest mój brat. – Sapnął ze zdumienia generał. Na twarzy mężczyzny pojawił się smutek.
– Niestety zniknął.
– A może wie pan gdzie.
– Nie, nie wiem, ale odpowiem na pańskie inne pytania. – Nie zająknął się Rektor. – A tak w ogóle to Jorgen jestem.
– A, to pan pomagał mojemu bratu. – Odetchnął Jerre z ulgą. – Mam nadzieję, że będzie pan szukał mojego brata.
– Oczywiście. – Powiedział. Ani mi się śni. Przeleciało mu przez głowę. Kiedy Jerre odwrucił głowe, Jorgen sprawdził broń i pogładził dłonią jej lufę. Już za chwilę. Uśmiechnął się mściwie.
– Jeszcze mam jedną sprawę. – Odezwał się dowudca SPiB. Czego on jeszcze chce?
– Tak słucham. – Odezwał się Jorgen.
– Mianowicie dostałem od brata pewną kartkę i… mówiąc szczerze, nie rozumiem co miałoby to znaczyć. – Wyjął ją i podał Jorgenowi. Przez chwilę mężczyzna czytał, po czym zapytał.
– Wnoszę, że czegoś to dotyczy. – Niechętnie Jere kiwnął głową. Wyjął zegarek i podał. Z zaskoczeniem na twarzy oglądał urządzenie. Czyli w Instytucie nie były jedynie dwa egzemplarze. Ukrył je. Zezłościł się Jorgen. Starał się nie okazać jak bardzo go to wytrąciło z równowagi.
– Po prostu pan musi wcisnąć to co jest napisane. O tak. – Jorgen wcisnoł odpowiednie przyciski i oddał zegarek Jerre schował go do kieszeni i kiwnął głową. Wziął też karteczkę i schował.
– A może pan coś wie o statkach wokół uniwersytetu? – Zapytał, gdy Jorgen już wysiadał z windy. Zatrzymał się.
– A o czym pan mówi? – Udał, że nie wie o co chodzi. – Wejdzie pan do mnie i wyjaśni?
– Dobrze.
Idąc za mężczyzną powiedział.
– Wokół Instytutu krążą statki organizacji Hades. – Z kont on wie jakiej to organizacji. Zaniepokoił się Jorgen.
– Nie, nie wiem. Dobrze, że pan mnie informuje. – Powiedział Rektor. Na początku lekko zadrgał mu głos. Zatrzymał się przed drzwiami do gabinetu. – A jak pan się dostał do Uniwersytetu?
– Szczerze… – zająknął się – wleciałem do budynku.
– Niech pan spocznie. – Jorgen wskazał na jeden z foteli przed biurkiem.
– Wie pan, ale nie mam czasu. Muszę znaleźć brata. Życzę powodzenia. Pomyślał złośliwie Jorgen. Na głos powiedział.
– Miejmy nadzieję, że się panu uda. – W tym momencie zaczął dzwonić holograficzny telefon. Teraz. Skrzywił się Rektor. – Niech pan zaczeka i wybiegł z gabinetu.
Może tu coś znajdę. Pomyślał Jerre rozglądając się po gabinecie. W końcu to był gabinet mojego brata. Podszedł do biurka i zaczął przeglądać szuflady. W jednej znalazł ciekawą rzecz. Plan tego, co jego brat ostatnio robił. Na samym końcu pisało: "Test zegarów – sala 451 p. 29. Rozglądając się dalej zobaczył dziwną maszynę stojącą obok drzwi. Na ekranie pisało: "sieć przejęta". Nie wiedział co to, ale nie było ważne. Zobaczył, że na odwrocie kartki, którą znalazł ktoś napisał: "Usunąć wirusa". Tego też nie rozumiał. Schował to do kieszeni i już miał wychodzić.
– Przepraszam. – Musiałem odebrać telefon. – Rzekł Jorgen wchodząc do gabinetu. Rozejrzał się. Wydawało się, że nic się nie zmieniło. – Już pan wychodzi?
– Tak. – Muszę sprawdzić salę 451.
– Po co?
– Tam był po raz ostatni mój brat. – Coś musiał znaleźć. Muszę go usunąć. Pomyślał Jorgen.
– Niech pan wsiądzie do tej windy. – Wskazał ręką na tą, którą przyjechali.
– Do widzenia. – Pożegnał się Jerre i ruszył do windy. Teraz. Pomyślał Rektor wyciągając błyskawicznie pistolet. Wycelował i pociągnął. Zanim palec nacisnął cyngiel oślepiająco błysnęło. Kula tylko przeszyła powietrze i odbiła się od zamkniętych drzwi windy. Po Jerrym nie było ani śladu.
– Co do. – Jęknął Jorgen.

Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 6

** ** **

To czekanie naprawdę ją drażniło. Nie miała pojęcia czy wróci czy nie. Ta niepewność potęgowała frustrację wynikającą z tego, że nie mogła się z tond wydostać. Komputerów jeszcze nie było, a nie widziała innego sposobu, aby odkryć usterkę. Wiedziała, że wszystko dobrze zaprogramowała, a tu coś się zepsuło. Z nerwów zaczęła chodzić ten i z powrotem. Piwnica, w której ją zostawił była pusta i od dawna nie odwiedzana. Ale dla niej to było lepiej. Nie miała pomysłu, aby się wytłumaczyć komu kol wiek co tu robi i dlaczego. Miała przecież tylko przetestować system, a nie sprawdzać go w praktyce. Uśmiechnęła się krzywo. Spojrzała ze złością na bezużyteczny jej zdaniem zegarek. Miała ochotę wrzucić go gdzieś. Kopnęła w skrzynkę, ale to tylko bardziej ją zirytowało. Ile mam tu czekać? A może coś jest w zegarku? Ta myśl na tyle ją zaskoczyła, że się zatrzymała i niepewnie popatrzyła na kopertę zegarka. Powoli usiadła i zdjęła urządzenie z nadgarstka. Mieli tylko sprawdzić czy działa. Mieli tylko sprawdzić. Teraz już nie była tak tego pewna. Dlaczego wszystko nie poszło tak jak trzeba? Targnęła głową ze złością. Za dużo pytań. Na żadne nie umiała odpowiedzieć. Powolutku obracała zegarkiem w palcach. Z zewnątrz wyglądało prawidłowo. Z kont je wziął? Zadała sobie pytanie. No tak, powszechnie było wiadomo, że coś odkryto w centralnej części miasta. Ale w Instytucie wiedziano więcej. Pamiętała jak pewnego dnia namierzono ogromną falę promieniowania i ogromny pobór mocy co spowodowało wyłączenie prądu w całej centralnej dzielnicy miasta. Później okazało się, że głęboko pod miastem znajdowało się źródło dziwnego promieniowania. Niestety przy badaniu rozwalono ścianę co spowodowało uszkodzenie znajdujących się tam fresków. Historycy i geolodzy stwierdzili, że jest to starsze nisz samo miasto. Datowali to na jakieś 4000 lat temu. Może w notesie coś zapisał o tym. Tyle, że notes on miał. Skrzywiła usta. Oparła głowę o ścianę, a nogi oparła na przeciwległej skrzyni. Z nudów zaczęła przeglądać funkcje urządzenia. Podróż do przodu nie działała. Do tyłu się nie opłacała. Większość funkcji się nie nadawała. Otworzyła mapę. Jak zapamiętała, pokazywało najbliższą okolicę. Po ulicy kręcili się różni ludzie. Joannesa nigdzie nie widziała. Powoli zbliżała się siedemnasta. Może jakoś będę mogła mu pomóc. Ze zdenerwowania zaczęły drżeć jej dłonie. Odetchnęła głęboko. Spokojnie. Spokojnie. Powtarzała sobie. Zajrzała do funkcji. Jedna zwróciła jej uwagę. Prześlij współrzędne. Skoro on umiał przesłać program między zegarkami, to może i mi się uda. Pomyślała. Na liście urządzeń pokazywał się tylko jeden element. – Aby zadziałało. Proszę – pasek niemiłosiernie powoli się wypełniał. – Proszę. Jeśli się zgubił i nie wie jak wrócić? – Szepnęła. – Nie myśl tak. – Zganiła się zaraz. Pasek dojechał do końca i wyświetliło się. Zakończono. – I co dalej? – Sapnęła ze złością. Gdzieś rozległy się strzały. Spojrzała na czas. Było po piątej. Skuliła się uświadamiając sobie, że właśnie on gdzieś tam jest, a wokół rozpętało się piekło. – Nie zostawiaj mnie tu? – Szepnęła w pustkę. Nie umiała walczyć. Czuła narastającą panikę. Gdzieś bliżej rozległy się strzały. W niektórych miejscach miała brudne ubranie, ale teraz to się nie liczyło. Jeszcze mocniej przytuliła się do ściany. Powoli i systematycznie, jeszcze raz zaczęła przeglądać funkcje. W narzędziach zauważyła ciekawą rzecz. Pokaż kod. Program ukazał oprogramowanie jakie zostało mu wgrane. – Nareszcie coś. – Ucieszyła się. Teraz mogę zobaczyć co wywołało usterkę. Starając się nie zwracać uwagi na coraz głośniejszą kanonadę na górze, powolutku przewijała kod. Linijka po linijce. Na razie wszystko się zgadzało. Kiedy dotarła do miejsca, w którym znalazła linijkę nie napisaną przez nią, oczy jej się zwęziły. Ktoś grzebał przy programie. Prześledziła linijkę. Z niej wynikało, że program pobierał danę od jakiegoś programu i wpisywał własne dane bez wiedzy użytkownika. Spróbowała to usunąć, ale program wyświetlił. Tylko do odczytu. – Co? – Zirytowała się kobieta. – Jak to do odczytu! – Wrzasnęła i zerwała się z miejsca. W tej chwili do pomieszczenia wbiegł Joannes. Ciężko dyszał i był dziwnie ubrany. Najwyraźniej się przebrał. Na jego widok kobieta rzuciła zegarek na ;skrzynię i rzuciła mu się na szyję.
– Żyjesz. Jakże się cieszę. – Coś uwierało ją w brzuch. Odsunęła się trochę, ale nadal go nie wypuszczała. – Już wiem w czym jest problem.
– Naprawdę?
– Tak. Ktoś grzebał w programie poza mną. Może to ty?
– Co! – Zaskoczenie na jego twarzy naprawdę było autentyczne. Czyli nie on. Pomyślała. Więc, kto? Spojrzała w dół. Dopiero teraz zauważyła, że mężczyzna trzymał w lewej dłoni dziwny pistolet.
– Z kont go masz?
– Dostałem, ale zanim wszystko wyjaśnię… – zawahał się. Kogoś ci przedstawię, kogoś kogo na pewno znasz.

Kategorie
Historia

Bramy Czasu odc. 5

** ** **

– Wróg na jedenastej. – Usłyszał w słuchawkach. Rzeczywiście. Na podanej pozycji znajdował się lotniskowiec i eskadra dziesięciu myśliwców. Podleciał i otworzył ogień.
– Ma za mocne osłony. – Usłyszał Orła 5. Z pod kolosa wyleciały nowe fregaty zwane Tygrysami. Były szybkie i zwrotne, a jednocześnie śmiertelnie groźne. Rozwijały prędkość większą niż myśliwce SPiB, ale ich wadą był mniejszy pancerz i słabsze osłony oraz mniejsze zbiorniki paliwa. Bronią tych myśliwców były rakiety i jonowe działa na dziobie. Kto dostał, to elektronika i osłony siadały, a rakiety robiły resztę.
– Zbliżają się. – Krzyknął Orzeł 10.
– Spokój, zajmiemy się nimi. – Spróbował zachować spokój. – Uwaga na ich działa jonowe! – Do rzucił Jerre. Miał już krzyknąć, żeby zrobili formację M, ale było za mało czasu, a startując nie za bardzo wyszło i chciał to naprawić. Pierwsze statki znalazły się w zasięgu jego dział. Wcisnął jeden z kilkuset guzików na sterze, a działa na skrzydłach plunęły śmiercionośnymi promieniami. Pierwszy statek dostał, ale prawie od razu po salwie musiał zrobić unik przed rakietą jonową. Wirażem zwiódł przeciwnika i znalazłszy się na jego ogonie, ponownie wystrzelił. Nie miał czasu sprawdzać czy trafił. Kolejna fregata siedziała mu na ogonie. Radar ostrzegał go, że leci wroga rakieta. Pamiętał, że tego typu rakiety działają na podczerwień. W ostatniej chwili zadarł maszynę i na ekranie zobaczył jak fregata wroga, która leciała przed nim, dostaje rakietą. Od razu to wykorzystał. Spikował na statek jak sęp i wystrzelił salwę celując w silniki. Momentalnie się zadymiło i spiralnie maszyna zaczęła opadać. Rozejrzał się wokół. Wszystkie statki z jego eskadry toczyły walkę. Tylko jego samego nikt nie atakował. Dziwne, pomyślał. Niespodziewanie wielki pancernik, który dotychczas stał spokojnie, otworzył do niego ogień. Celował z każdego turbodziała właśnie do niego. No to teraz mam przesrane, pomyślał lawirując pomiędzy kolejnymi strzałami.
– Zajmijcie się tym przeklętym lotniskowcem. – Krzyknął w mikrofon. – Chce mnie posłać na ziemię.
– Ja się tym zajmę. – Odparł Orzeł 4.
– Ja też. – Dodał Orzeł 6. Jerre przyspieszył i unikając dział zaczął się oddalać od wielkiego statku. Widział jak jego pomocnicy angażując załogę lotniskowca w walkę ułatwiają mu zadanie.
– Odciągnijcie jego działa ode mnie. Muszę dotrzeć do Instytutu.
– Rozumiemy. – Wydawało się Jerrowi, że już wporzątku, kiedy znowu zaćwierkał radar informując o wrogim namierzaniu. Co znowu, zaklął w duchu. Ekran nie kłamał. Eskadra myśliwców, która wcześniej stała bezczynnie teraz postanowiła wkroczyć do akcji. To ich działa mierzyły w jego statek. Cała dziesiątka leciała na niego. Wiedział, że sobie poradzi, bo tego typu myśliwce to używało każde wojsko i to w dodatku starszego typu. Nie to co nowe Jaguary, szybsze, zwrotniejsze i co najważniejsze – ich działa były w stanie niszczyć statki matki, ale jeszcze nie lotniskowce. Takie pół na pół. A t. Były zwane Sępami, bo latały dość wolno, ale jak zobaczyły coś to na krótki dystans mogły rozwinąć prawie pod świetlną prędkość, ale po wykonaniu takiego ataku, ich mobilność spadała podwójnie i celność również. Muszą mnie zaatakować najpierw, pomyślał. Miały za gruby pancerz na jedną salwę i osłony też niczego sobie. Jerre okrążył eskadrę.
– Wyleciałem z pod zasięgu lotniskowca, ale do walki wkroczyły myśliwce, które widzieliśmy na początku. Czyli Tygrysy miały nas przetrzebić. Zaklął szpetnie.
– Tygrysy miały nas tylko zająć. – Rzucił w eter.
– No, jakoś za łatwo było. – Syknął Orzeł 7. – Ale jeszcze ogień wyjdzie im dupą.
– Nie mogę się pozbyć tych głupich myśliwców, a Tygrys ciągle strzela z tych działek jonowych. – Krzyknęła jedenastka. – Ktoś mi pomoże.
– Dwójkami latać! To rozkaz. – Niepewnie spojrzał na ekran. Wróg rozbił ich oddział i polował na pojedyncze jednostki. – Chcą nas wyłapać i zlikwidować! Nie, ścisnąć tyłki i formacja siedmiokąta wokół mnie! Macie mnie na radarze. – Zobaczył, że jeden z myśliwców i jeden Tygrys lecą jego śladem. Dwa podobne nacierały od czoła. Tylko świeca mnie uratuje, pomyślał. Zakręcił statkiem i promienie minęły kadłub, ale osłony zostały naruszone. Znowu zaklął. Bokiem wykręcił i kiedy mijał wroga strzelił torpedą. Z tak bliskiej odległości żadna osłona nie zatrzyma rozpędzonej torpedy. Statek wroga rozleciał się jak domek z kart. Ale jeszcze miał trzech wrogów do zniszczenia.
– Jestem szefie! – Rozległo się w słuchawkach. – Obok pojawił się Orzeł 1, a zanim Orzeł 2.
– Nie dotrę. – Krzyknęła 11. – Katapultuje się. – Jere spojrzał na ekran. Tak, jedenastka opadała ku ziemi. Dwunastka i trzynastka pilnowały, aby dotarła.
– Zbierać się i nie strzelać, dotrzeć do mnie i formacja siedmiokąta, powtarzam. Siedmiokąt! – Coraz więcej statków z jego oddziału dolatywało i ustawiało się skrzydło za skrzydłem. Teraz kolega pilnował pleców innych. – Cel Instytut!
Z początku formacja siedmiokąta działała, ale niestety przez chwilę. Jeden z sępów spikował w ich środek i rozbił formacje. Oczywiście został zestrzelony, ale formacja przestała istnieć. Torpedą jonową dostała dwójka i czwórka. Dryfowały teraz, bo wszystko padło. Po bokach leciała jedynka i piątka, ale Sępy już zrobiły koło wokół unieszkodliwionych statków i czekały. Tygrysy nadal nie dawały odpocząć. Muszę im pomóc. Miałem dotrzeć do Instytutu. Dopiero teraz zastanowił się nad swoim działaniem. Naraził Jednostkę na wielkie niebezpieczeństwo, bo on chciał własny cel osiągnąć nie zważając na misje. Mieli tylko sprawdzić, a nie atakować. Ale sam nie dotrze, do celu. Nie miał czasu się zastanowić. Dwa Tygrysy właśnie stwierdziły, że trzeba go zneutralizować. Leciały jeden obok drugiego i potem zrobiły manewr oskrzydlający. Wiedział, że teraz na pewno jedna z torped jonowych musi trafić. Nie po mylił się. Statek zakolebał się gwałtownie i huknęło. Usłyszał jak wyją alarmy i po chwili wszystkie ekrany gasną. Ja cie, zakloł. – Teraz wszyscy mogli sobie do niego postrzelać, a on mógł patrzeć i czekać na ostateczne trafienie. Jednak takowe nie nadeszło. Co jest? Wiedział, że radio w oddziale padło. Obmacał się. Został mu pager i… No tak, niezawodna krótkofalówka. Wyjrzał za szyby. W okuł nadal toczyła się walka. Niestety zorientował się, że oddział przegrywa i dostaje takie cięgi jakich jeszcze nie dostał. Dobra, nie ma wyjścia, syknął przez zęby. Uniósł pager i wcisnął czerwony przycisk. Urządzenie momentalnie się rozgrzało i przejmująco zapiszczało. Właśnie wysłał sygnał SOS na ostatnią pozycję, kiedy jeszcze systemy działały. Może już wszystkich wybili? Nie , nie mogę tak myśleć. Zżył się z każdym z członków oddziału, a teraz co? Wydał ich jak kat na ścięcie. Skrzywił się i niepewnie wyjrzał. Zorientował się, że leci prosto na budynek Instytutu. Nie tak chciałem tu dotrzeć. Ogromna bryła ze szkła i granitu rosła i zajmowała powoli cały świat. W tym momencie zatrzeszczała krótkofalówka.
– Tu zero, zero,
– Tu zero, zero, 1. – Odpowiedział. Głos lekko mu zadrżał.
– Co tam się dzieje, że nasze statki znikają z radarów, a ty wysyłasz SOS i dryfujesz?
– W skrócie walka się wywiązała
– Jak to walka, mieliście nie atakować.
– Tak, ale okoliczności nas zmusiły. – W myślach dodał. – To ja zmusiłem okoliczność.
– Wysyłamy wsparcie.
– Dobra. – Spróbował ukryć strach, ale centrala to usłyszała.
– Nie łam się, zaraz wsparcie będzie, albo skacz. – Nie, miał dotrzeć do Instytutu. Budynek już wydawał się na wyciągnięcie ręki. Mógł nawet zobaczyć wystrój jednego z gabinetów. Widział szafy, biurka i ludzi za nimi. Kilka osób siedziało twarzą do ściany ze szkła, ale nie patrzyła na zewnątrz. Wszyscy byli pochłonięci robotą. Jerre krzyknoł aby uciekali, ale zdał sobie sprawę, że go nie usłyszą. I stało się. Statek z całą masą walną w szkło. Tysiące odłamków wystrzeliło do środka. Zadziałały lepiej niż tysiąc granatów odłamkowych. Ludzie padli tak jak stali, lub siedzieli. Szkło przeszło przez nich jak przez masło. Statek z mniejszą, ale nadal morderczą prędkością sunął do przodu. Nawet biurka, które były wykonane z mahoniu pchał przed sobą jak taranem. Dopiero marmurowa ściana i stos połamanych biurek zakończył tą niestandardową procedurę lądowania. Zgrzyt jaki potem nastąpił ogłuszył go na chwilę, nawet pomimo tego, że miał słuchawki i był w środku maszyny. Przez chwilę się nie ruszał. Niepewnie liczył, że ktoś przyjdzie. Przecież narobił tyle hałasu. Jednak nikt się nie pojawia, a co gorsza nawet nikt nie jęczał. Zabiłem ich, pomyślał. W wyniku zderzenia ze ścianą statek przechylił się na jednoskrzydło i dziobem wbił się w ścianę. Raczej już nikt z niego nie z korzysta. Nacisną przycisk odpowiedzialny za otwarcie kokpitu, ale drzwi tylko zatrzeszczały w proteście. Drugie drzwi nie były w lepszym stanie. Uniosły się, ale zaledwie na dwa centymetry i tak pozostały. Spróbował je podważyć, ale bez rezultatu. No to przejebane, sarknął. Kopnął w uchylone drzwi. Te tylko zgrzytnęły. Kopnął jeszcze raz, a te wystrzeliły do góry i przy dźwięku darcia metalu wypadły z zawiasów. Z hukiem uderzyły w podłogę. Odpiął pasy i niepewnie wygramolił się z radiowozu.
Pomieszczenie, w którym się znajdował sobą przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Przez rozbitą ścianę do sali wlatywał wiatr i z blatów ocalałych biurek porywał setki kartek i unosił w przestworza. Przeszedł nad czyimś ciałem. Słyszał jak pod butami łamie się szkło. Wszędzie leżały ciała. Jedne spadły z krzeseł, na których wcześniej siedziały. Inne przechylone, a właściwie pół leżące na blatach. Jeszcze inni padli jak stali. Wszystkich łączyły dwie rzeczy. To, że zostali rozerwani odłamkami szkła i to, że byli martwi. Stanął na środku. Szkło pokrywało wszystko, no może oprócz jego statku. Ciszę zakłócał jedynie wiatr. Ściany sali ktoś pomalował na biało, a podłogi nie dawało się sprawdzić przez grubą warstwę szkła i światło, które przezeń się rozmazywało. – Cóżem narobił. Tak się dzieje jak się nie myśli. – Zaklął. Dlaczego nikt tu nie przychodzi? Depcząc szkło, przekraczając kałuże krwi i trupy zbliżył się do drzwi. Zostały umiejscowione w ścianie, w którą walnął radiowóz. Drzwi wykonano z metalu i wyglądały na solidne. Nacisnął klamkę. Nie drgnęły. Zamierzał ponowić próbę, ale nagle krótkofalówka przerwała ciszę.
– Tu zero zero. Żyjesz Jerre! Odpowiedz do cholery! – Niepewnie podniósł krótkofalówkę do ust.
– Tu zero jeden. Żyję, ale rozwaliłem szklaną ścianę i jestem w jakimś dziwnym miejscu. Wszędzie szkło.
– Gdzie jesteś?
– Nie wiem. Wiem, że w Instytucie, ale to wielki budynek.
– Wsparcie walczy ze statkami wroga. Ale na drugi ras nie narażaj na straty naszych oddziałów. – Smętnie spuścił głowę. Nikt tego nie widział, ale nadal miał wyrzuty sumienia.
– Wiem. – Powiedział słabo.
– Skoro wiesz, to dla czego tak zrobiłeś? – Zapytał ktoś po drugiej stronie.
– Od piepsz się Rena. Ja jestem uziemiony. Przejmij dowodzenie. Spróbuję się wydostać z Instytutu.
– Dobra. Bez odbioru.
– Bez odbioru. – Mruknął pchając drzwi, które gwałtownie się otworzyły.

Kategorie
Historia

Bramy Czasu odc. 4

** ** **

Za kilka godzin miało się tutaj rozpętać piekło, a on musiał znaleźć kamuflaż dla dwójki przybyszy z przyszłości. Tylko czytał o tym okresie i nawet nie przypuszczał, że będzie mu dane przeżyć kilka dni w okupowanej Warszawie. W ogóle nie czuł się tu bezpiecznie, ale priorytetem było znalezienie ubrań ludności cywilnej. Pod każdym rogiem spodziewał się ataku. Miał mapę w zegarku, ale nie tylko on ją mógł widzieć. Nie miał wiele czasu na kombinowanie. Powoli wyjrzał zza drzwi do piwnicy, w której się ukryli i zastygł nasłuchując. Gdzieś kapała woda, ale poza tym było cicho. Za drzwiami były schody, które prowadziły bez pośrednio na ulicę. Pamiętał, że tam już nie ma drzwi. Jeszcze raz zerknął na mapę. Najbliższy patrol był za rogiem. Postanowił, że jednak wyjdzie na ulicę i spróbuje się za czymś schować. Jeszcze raz spojrzał na mapę. Zorientował się, że ze zdenerwowania zaczynają mu się pocić dłonie. Najbliżej była sterta skrzyń. Za nimi mapa pokazywała dziwną ikonę. Wyglądała jak koło, ale z krzyżem w środku. Nie ważne co to – mruknął wchodząc po schodach. Wyłączył mapę i błyskawicznie wyskoczył z wnęki. Światło słoneczne oślepiło go, ale pamiętał, że musi lekko skręcić w lewo, aby dobiec do tych skrzyń. Wzrok odzyskał po chwili i dzięki temu nie wpadł na naprawdę ogromny mur ustawiony ze skrzynek, skrzyneczek czy jakichś kontenerów. Powoli obszedł to i schował się za tym. Mur został ustawiony tak, że środkowa część była wysunięta do przodu, dzięki czemu tutaj robiła się niewielka przestrzeń na dwie osoby. Mur nie dotykał ścian budynku, ale wejście za niego było na jakieś 10 – 20 cm. Tym dziwnym znaczkiem okazał się właz kanalizacyjny. Niepewnie na niego popatrzył. Tam w piwnicy stracili ponad godzinę. Jaki był teraz czas? Bojąc się wyniku, uniósł zegarek i zaraz go opuścił. Pozostały im, a właściwie jemu tylko trzy i pół godziny. Westchnął. Czas działał na jego nie korzyść. Włączył tryb mapy, ale już znacznie pomniejszony. Bardzo nie dobrze – jęknął. Widział wyraźnie, że patrol niemiecki idzie tą właśnie ulicą i w dodatku jeden miał na mundurze trupią czaszkę. S.S – uświadomił sobie. Jak mnie tu znajdą… – Wolał nie kończyć tej myśli. Przyklęknął przy włazie i spróbował go podnieść. Jęknął pod ciężarem, ale powolutku uniósł i ostrożnie położył obok, ale i tak właz brzęknął o bruk. Niemcy na pewno zainteresowali się tym dźwiękiem. Rzucił okiem na mapę. Faktycznie, niemcy przyspieszyli i w dodatku kierowali się w jego stronę. Niepewnie zajrzał do dopiero co otwartego otworu. Zaleciało stęchlizną i wilgocią. Niepewnie usiadł na skraju. Spuścił nogi w dół. Opuścił się na samych rękach i zamachał nogami. Znalazł klamry. Jak najszybciej opuścił się w głąb. Zrobił straszny hałas przesuwając właz na standardowe miejsce. Już nie starał się zachowywać cicho, bo i tak niemcy już tu szli. Na dole śmierdziało gorzej niż się spodziewał. Tunel tylko był po lewej stronie. Wbiegł tam. Tunel, był szeroki na zaledwie 50 centymetrów czy może trochę więcej. Słyszał jak woda chlupie pod jego butami, ale nawet już się tym nie przejmował. Zaczął biec. Mapa na zegarku oświetlała tunel, ale tylko widział na parę metrów przed sobą. Dotarł do rozwidlenia. Jego mniejszy tunel łączył się z większym, środkiem, którego płynęła mętna woda. Nawet nie było pomostów, aby przejść na drugą stronę. Pozostało w lewo albo w prawo – zastanowił się. Wybrał lewo, ale nawet nie był pewien czy dobrze zrobił. Biegł ile sił w nogach. Niespodziewanie zobaczył linę przerzuconą nad ściekami na drugą stronę. To jest moja szansa – szepnął. Skoczył/ Złapał. Podciągnął się. Po woli posuwał się na drugą stronę. Opary ze ścieków doprowadzały do dziwnych harców jego brzuch. Zeskoczył. Włączył w zegarku laser i z boku wysunął się niebieski promień. Joannes podskoczył i przeciął linę. Dopiero po tym pomyślał, że może mieć problem z powrotem. Wyłączył laser i zastygł. Kapała woda, pluskały płynące ścieki. Nic się nie działo. W dali przed sobą zobaczył parę jarzących się punkcików. Punkciki przybliżały się. Zdał sobie sprawę z tego, że to tylko mysz. Zwierzątko zamarło, stanęło słupka i popatrzyło na człowieka. Joannes widział mysz, bo w suficie trafiały się otwory, przez które spływała woda z ulicy. Gdy tylko Joannes postąpił krok do przodu, myszka odskoczyła i uciekła gdzieś w głąb. Czyli niemcy mnie nie ścigają – zastanowił się. Powoli ruszył w dalej.
Oczy się przystosowały do ciemności. ale nie widział dalej niż kilka metrów. Światło z zegarka pozwalało jedynie dojrzeć przedmioty ukryte po bokach. Nie miał pojęcia do kont kanał go może zaprowadzić. Skręcił w jedną z odnóg i po kilku set metrach się zatrzymał. Wyrosła przed nim ściana z uchwytami. Spojrzał w górę. Właz – pomyślał. – Na jaką ulicę wyjdę? – Sprawdził położenie. Na ulicy, według mapy, nie było żadnych niemców. Z pod włazu nie wiele było widać. Widoczność blokował stojący samochód. Powoli przesunął właz, wyskoczył i od razu przykucnął za samochodem. Obejrzał się za siebie. Za plecami miał kolejne auto. Zasunął wejście. Wzdłuż ulicy stały kamienice podobne do kamienic na tam tej ulicy, na której się pojawił. Do najbliższego budynku miał pięćdziesiąt metrów. Z jednej z klatek wyszedł młody chłopak. Śpieszył się gdzieś, ale nerwowo też się rozglądał. Miał na plecach niewielki, czarny plecak. Muszę zdobyć ubranie – zastanowił się. – Niema innej drogi jak przez A.K. Chłopak miał blond włosy i niebieskie oczy. Postał chwilę, a po chwili już go nie było. Joannes musiał dotrzeć do oddziałów A.K. Jednocześnie nie chciał brać udziału w powstaniu. Na leżało zdobyć ubrania i zniknąć. Tylko jak naprawić błąd, kiedy nie ma komputerów. Zerknął na zegarek. Jakie funkcje mi zostały? – W zamyśleniu muskał palcem wyświetlacz. No tak – palnął się drugą ręką w czoło. – Jest jeszcze termowizja i infowizja. Zegarek rozsyła fale niewykrywalne dla radarów i pokazuje organizmy żywe, a przy drugiej opcji pokazuje wszystko, nawet ludzi i są niewielkie podpisy kto to, lub co to. Działa to na zasadzie, że w zegarku jest baza osób, a zegarek rozpoznaje fale wracające. Joannes wybrał tryb infowizja. Na kopercie zaczął obracać się biały promień jak na radarze. Po chwili powróciła mapa i tylko w górnym rogu obracał się malutki promyk. Na mapie pojawiły się dodatkowe punkty. Po przesunięciu palca mógł nawet zajrzeć do środka budynku i sprawdzić kto jest w środku. Dobra, nie mam czasu. Muszę zmienić kryjówkę. – Pomyślał. Według zegarka najbliższa kryjówka była za dwoma samochodami. Była tam sterta desek. Joannes przebiegł do miejsca i skulony się tam schował. Zegar pokazywał, że w jednym z budynków jest paru żołnierzy A.K. Joannes zaznaczył cele i urządzenie wskazało drugą klatkę w najbliższej kamienicy, potem na drugie piętro i środkowe mieszkanie. Z przyzwyczajenia Joannes pokiwał głową jakby komuś odpowiadał i to właśnie ten ktoś ułożył tą trasę, a nie program. Niemców nie było w pobliżu, ale i tak na leżało uważać. Powoli wyszedł zza osłony i wolnym krokiem podszedł do drzwi od klatki schodowej. Wolno wszedł po schodach. Które to miało być piętro? – Mruknął. – Chyba drugie. – Dla pewności spojrzał na ekran. – Tak – Szepnął. Stanął przed drzwiami i zapukał trzy długie, trzy krótkie i trzy długie. – Chyba zrozumieją – pomyślał. Drzwi się uchyliły i czyjaś ręka wciągnęła go do środka. A druga ręka zaś zatkała mu usta.
– Hasło. – Odezwał się ktoś za jego plecami. Ktoś inny zamknął drzwi. – Co mam im powiedzieć? – Tysiące myśli przelatywało mu przez głowę. Jak źle powiem to mnie zabiją. A może nie? Wolał nie sprawdzać.
abc – Warszawa. – Jęknął podduszany Joannes. Ręka zniknęła z jego gardła. Palnął co przyszło mu do głowy i nawet nie spodziewał się, że będzie pasować.
– Nie jesteś z tond. – Stwierdził jeden z żołnierzy i powoli podszedł do Joannesa. Drugi puścił go.
– To ty zamknąłeś drzwi? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Tak. Czego potrzebujesz i kim jesteś? – Zapytał ten sam żołnierz. Joannes się zawahał. – Co mam im powiedzieć? – Zastanawiał się. – Że przybyłem z przyszłości? Nie, nie zrozumieją tego. – Pokręcił głową. – A jeśli oni wciągną mnie do walki w powstaniu? Nie mogę się w mieszać i zmieniać historii. Może powiem im, że przysłał mnie rząd angielski. – Zastanowił się.
– Co nic nie mówisz?
– Przysłał mnie rząd angielski i muszę dostać ubrania dla mnie i dla mojej towarzyszki, którą zostawiłem w mojej kryjówce.
– Acha, brytole cię przysłali. – Jeden z żołnierzy się skrzywił. – Przez resztę wojny o nas zapomnieli, a teraz sobie przypomnieli, łajzy.
– No, wiecie. Zrzucili mnie i kazali dotrzeć do dowódcy. – Jeden z żołnierzy klepnął Joannesa w plecy.
– Rozumiemy, ale jesteś polakiem, bo mówisz bez akcentu.
– Tak. Urodziłem się w Polsce. – Tym razem nie kłamał i tylko to mógł im powiedzieć.
– Świetnie. – Ucieszył się drugi. – Przydasz się do działań.
– Ty! – Zganił go kolega. – On mówił, że ma coś do przekazania generałowi. – Dopiero teraz Joannes sprubował się rozejrzeć dookoła. Stał w niewielkim przedsionku, którego ściany wyłożono drewnem, a na podłodze leżał dywan. Po lewej stronie były kolejne drzwi. Żołnierze zapukali jeszcze inny kod i dopiero potem drzwi się otworzyły do środka. Za nimi był wąski korytarzyk kończył się ścianą, ale po obu stronach korytarzyka były po dwie pary drzwi. W korytarzyku też byli żołnierze.
– Ten człowiek – wskazał jeden z żołnierzy na Joannesa – chce rozmawiać z generałem. – Ostrożnie Joannes spojrzał na zegarek. Była już 14:30. – A może oni patrzą na mój zegarek? – Szaleńczo zakrył wyświetlacz rękawem.
– Tak, chciałbym rozmawiać z generałem.
– Idź za mną – mruknął jeden z żołnierzy i się odwrócił w stronę korytarzyka. Joannes powoli ruszył za żołnierzem nie pewien czy rozmowa się uda. Na moment odsłonił zegarek i zdumiony jeszcze raz na niego spojrzał. Zegarek wskazywał, że w następnym pomieszczeniu po prawej znajduje się generał. Urządzenie podpisało osobę jako: Bora-Komorowskiego. Tylko czytał o tym człowieku, a teraz będzie mu dane z nim porozmawiać. Żołnierz otworzył drugie drzwi po prawej i wprowadził Joannesa do środka i zamknął za nim drzwi.
Pokój był obszerny i urządzony spartańsko. Na wprost drzwi było niewielkie okienko, które wpuszczało dość światła, aby oświetlić pokój i napełnić go ciepłem dnia. Na środku stał stolik, a przy nim cztery fotele. Na lewej ścianie wisiał wielki obraz, który przedstawiał jakiegoś rycerza na koniu. Od stołu wstał mężczyzna z pociągłą twarzą i dużymi oczami. Mężczyzna podszedł powoli i spojrzał na Joannesa z wyczekiwaniem. dostrzegł również, że ma niewielką łysinę i okulary. Miał niepewne przeczucie, że teraz jest chwila decydująca czy będzie musiał się mieszać w powstanie, czy też nie. Powoli podszedł do generała i wyciągną prawą rękę. Generał miał silny i stabilny uścisk.
– Witam! – Pierwszy odezwał się Komorowski. – Czego potrzebujesz? – Pytanie Joannesa zbiło z pantałyku. Myślał, że dowódca powstańców zapyta z kont jest i kto go przysłał, a tu nic.
– Potrzebuję ubrań ludności cywilnej dla mnie i dla jeszcze jednej osoby. Dla kobiety. – Odpowiedział rzeczowo. Bór tylko kiwnął głową.
-Dlaczego jesteś tak cudacznie ubrany? – Szczerze mówiąc Nie wiedział co ma powiedzieć, ale po chwili rzekł.
– Ubrali mnie tak, aby Niemcy, jeśli bym wpadł nie daj Boże w ich ręce, pomyśleli, że jestem naukowcem. Nie mogę więcej zdradzić. – Skłamał. Bór tylko wzruszył ramionami. Wyglądało to tak jakby mówił, nie moja to rzecz. Po chwili się odezwał. Brzmiał tak nonszalancko jakby popijał herbatkę, zamiast przejmować się tym, że będzie tu niebezpiecznie.
– Dobra. – Rzucił. – Zlecę to jednemu z żołnierzy. Pomożesz nam? – Joannes od razu zrozumiał o co pyta Bór-Komorowski. – Pytam, bo nie możliwe, że Brytyjczycy nic o tym nie wiedzą i każda para rąk jest potrzebna. – Joannes zawahał się. Co mam mu powiedzieć? Zapytał samego siebie. Może, że jednak brytole nic nie wiedzą? Próbował sobie przypomnieć z dokumentów, które w jego czasach już odtajniono. Niepewnie spojrzał w oczy dowódcy. W głowie Joannesa panowała pustka. Nie mógł sobie przypomnieć. Wolno wciągnął powietrze przez lekko rozchylone usta, a potem je wypuścił. Wciąż stali na wprost siebie. Żaden się nie poruszył. Sprawdził czy ma zakryty zegarek i dopiero po tym odpowiedział.
– Mamy własne zadanie, ale pomożemy na ile możemy. A brytole nic nie wiedzą. – Generał odwrócił się w stronę obrazu i przez chwilę mu się przyglądał.
– Jak to? – Wyraz twarzy generała się zmienił. Malowało się na niej wzburzenie. Jednak po chwili opanował się i spokojnie powiedział. – No tak, ty pewnie wykonujesz tylko rozkazy. – Joannes tylko wzruszył ramionami. Bór mrucząc coś do siebie, wolnym krokiem podszedł do obrazu i chwycił go za ramę. Okazało się, że obraz był zamontowany na zawiasach, a pod nim mieścił się sejf. Gór otworzył sejf i wyjął z niego zawiniątko. Zostawił otwarty i podszedł do Joannesa. Przedmiot zawinięto w wilgotną szmatę i pachnący olejem jakiś materiał. Joannes wziął przedmiot i zwarzył go w dłoni. Od razu zrozumiał, że to pistolet. Z lekcji historii pamiętał, że powstańcy mieli kłopoty z pistoletami, a jeszcze większy kłopot z amunicją. Odwinął pistolet i podniósł go do oczu. Broń była zadbana i błyszczała jak nowa. Przyjrzał się jej dokładnie. Tym co trzymał był pistolet maszynowy Błyskawica. Broń miała 556 milimetrów długości. Odbezpieczył i wycelował w okno. Nie zapomniał jak się korzysta z takich zabawek. Chciał oddać broń, ale Bór machnięciem ręki odmówił.
– Tobie się przyda. – Joannes chciał zaprotestować, ale widział, że generał jest zdecydowany. Joannes przypomniał sobie nagle, że stojący przed nim mężczyzna ma już 49 lat.
– Dziękuję. – Miał zapytać o amunicję, ale mężczyzna go uprzedził i podszedł do sejfu. Przyniósł dwa niewielkie pudełka.
– Co to jest?
– To są magazynki do pistoletu. – Powoli obejrzał broń. Wyglądało na to, że pistolet miał 9 mm. Nie miał pojęcia jak przetransportuje tą broń do piwnicy, w której się ukryli, ale wiedział, że sam miecz mu nie wystarczy. Zawinął broń z powrotem i położył na stole. Generał zamknął sejf i na powrót zasłonił obrazem. Podszedł do drzwi i rozchyliwszy je, zawołał.
– Jan, skocz po ubrania cywilne dla kobiety i tego mężczyzny co przyszedł.
– Tak jest. – Usłyszał Joannes zza ściany.
– I to już. – Dorzucił dowódca. Po chwili wrócił do pokoju i ponownie stanął na wprost Joannesa.
– Dostaniesz swoje ubrania, ale opowiedz co z Wielką brytanią? – Gestem Bór-Komorowski wskazał krzesło przy stole. Niechętnie Joannes zasiadł i ze znudzeniem spróbował wyjrzeć za okno, ale nie wiele było widać. Generał obszedł stół i usiadł na wprost.
– Brytyjczycy nie zamierzają pomóc, bo bombardowania Londynu wciąż trwają. – Próbował coś wymyśleć, ale nie miał pojęcia czy to prawda. – Będą tylko zrzucać zasobniki i tyle. – Mężczyzna na przeciwko skrzywił się tak jakby połknął cytrynę. – Mogą jedynie wysyłać pojedynczych ochotników w tym mnie. – To nie była prawda z tym ostatnim, ale jakąś legendę musiał wymyślić.
– A co to są zasobniki? – Tym pytaniem generał zaskoczył go. W panice próbował coś wymyśleć. No tak, powstania jeszcze nie ma, a może w tych czasach tak tego się nie nazywa. Musiał jakoś wybrnąć.
– Są to zbiorniki z odzieżą, amunicją itp.
Drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wbiegł jeden z żołnierzy, którego widział jak tu wchodził. Na ramieniu niósł jakieś ubrania. Rzucił je na stół i wybiegł.
– To są twoje ubrania. – Wskazał generał stertę i dodał. – Za jakiś czas rozpęta się piekło i dotrzyj do kryjówki jak najszybciej. – Joannes powoli wstał i sięgnął po stertę.
– Mogę się tu przebrać? – Bór tylko kiwnął głową. Zdjął przez głowę szatę i rzucił na ziemię. Z pod niej wyjrzała niebieska koszula i dżinsy. Przez pierś biegł pas ze skóry. Zdjął go przez głowę i położył na stole. Do pasa była przymocowana pochwa z kataną. Brwi generała na widok broni podjechały do góry, ale nic nie powiedział. Joannes założył to co przynieśli żołnierze. Do pistoletu był przymontowany pasek. Rektor powoli przewiesił broń przez plecy, a magazynki wrzucił do kieszeni w spodniach. Miecz też przewiesił i zakrył płaszczem. Spojrzał na zegarek. Minęła już ponad godzina.. Powoli przeniósł wzrok na mężczyznę siedzącego przy stole i zapytał.
– Mogę już iść?
– Pamiętaj, że my walczymy o większą sprawę. – Rzucił w przestrzeń patrząc Joannesowi prosto w oczy. – Wszystko co się dzieje, gra na naszą nie korzyść. – Ręką Bór wskazał drzwi i już nic więcej nie powiedział.
Gdy wyszedł z bloku niebo było czyste, a na ulicy panował spokój. Rektor zrobił jak wcześniej, ale po minął kryjówkę przy bloku. Ukrył się między samochodami, które nadal stały jak wcześniej. Powoli odsunął właz i wszedł do środka.

Witajcie. Pisze to na dole, abyście się nie sugerowali moją opinią. Czuje, że ta rozmowa jest jakaś zbyt
płaska. Za szybko Bór dał mu tą broń i te ubrania. No i za szybko do niego dotarł. Jakoś lepiej mogłem
to napisać. Napiszcie jak myślicie.

Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 3

** ** **

Musiał się przygotować do wystąpienia, ale miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Leniwie się przeciągnął i niechętnie sięgnął po telefon stojący na prawo na biurku. Biurko było ogromne i pełne szuflad. Stało na czterech zakręconych nóżkach, które przygniatały puchaty dywan. Aby dosięgnąć aparat, Jorgen musiał się trochę położyć na blacie. Wstukał numer. Ze zdenerwowania zaczął stukać paznokciami wolnej ręki w podłokietnik fotela, na którym siedział. Nie był to zwykły telefon, bo bazą był dotykowy ekran, który został lekko nachylony w stronę siedzącego przy biurku. Na rogach stały niewielkie anteny, które zaczęły świecić. Po chwili pomiędzy antenami pojawiła się twarz starszego mężczyzny z niewielką czarną bródką. Oczy mężczyzny były szare, a we włosach widać było pasma siwizny. Mężczyzna z obrazu uśmiechnął się i skinieniem głowy powitał rozmówcę.
– Witaj Jorgen. Co słychać? – Głos człowieka z hologramu był lekko chrapliwy.
– Mam dla ciebie dobre informacje. – Zaczął ostrożnie. – Pewnie nie zgadniesz Johan.
– No dawaj swoją sensację. Umieram z ciekawości. Co takiego zrobił pan Gadżet. – Uśmiech na twarzy Jorgena wyrażał wysokie mniemanie o swoim osiągnięciu. Nawet nie przejął się docinkiem. Zawsze tak mu docinał od kont zobaczył co Jorgen robi w domu. Jednak teraz miał ważną informację do przekazania.
– Udało mi się pozbyć Joannesa. – Po obu stronach zapadła cisza. Przez chwilę napawał się własnymi słowami. Cisza zaczęła przeszkadzać Gadżetowi i zapytał.
– Nie cieszysz się? – Odpowiedź padła po chwili.
– Cieszę się, ale było to tak zaskakujące posunięcie, że nie wiedziałem co powiedzieć. Powinieneś to ze mną przedyskutować.
– Nadarzyła się okazja to ją wykorzystałem. – Warknął nagle zdenerwowany Jorgen.
– Spokojnie, nie denerwuj się. – Powiedział szybko. – Jak to zrobiłeś? – Spytał.
– Wysłałem go do przeszłości.
– Co? – Wyraz twarzy Johana mówił wszystko.
– Na pewno nie wróci.
– Ale… – Zająknął się. – Ale przecież to nie jest możliwe. – Jęknął mężczyzna po drugiej stronie. Jorgen się tylko uśmiechnął.
– Teraz na pewno nam nie przeszkodzi. Został tylko jego brat.
– Właśnie. – Skrzywił się Johan. – Co zamierzasz zrobić z generałem? – Lekko warząco Gadżet machnął ręką.
– Mam na niego pomysł, ale potrzebuję do tego twojej floty. – Mężczyzna po drugiej stronie znowu się skrzywił, ale świetnie wiedział, że jest winien Jorgenowi przysługę.
– Dobra, weź ją.
– Połącz mnie z głównodowodzącym.
– Chwila. – Johan obrócił głowę. Nie było widać co robi, ale już po chwili obok niego pojawiła się twarz kobiety.
– Twoim GłównoDowodzącym jest… kobieta? – Wypalił Jorgen na jej widok. Kiedy zdał sobie sprawę z tego co powiedział przytknął dłoń do ust i cały się zaczerwienił.
– Spokojnie, przyzwyczaiłam się. – Stwierdziła sucho. Johan tylko uśmiechnął się pobłażliwie i przedstawił kobietę.
– Admirale Mira to jest Jorgen Reven. – Jorgenie Reven to admirał Mira. – Jorgen tylko kiwnął głową i wyczekująco spojrzał na gościa
po drógiej stronie.
– Do czego ci moja armia?
– Potrzebuję ich, aby zablokować przepływ statków w Instytucie Czasu.
– Jak ustaliliśmy przechodzisz pani admirał pod rozkazy tego pana. – Mira tylko wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę Jorgena. – Tak.
– Czego oczekujesz? – Głos pani admirał był dźwięczny i czysty. Przyjrzał się twarzy. Nos miała prosty, a niebiesko-szare oczy patrzyły bystro na niego. Uśmiech błąkający się na jej ustach sprawiał, że Jorgen czuł się niepewnie. Burze kasztanowych włosów spięto w kok, aby nie przeszkadzały.
– Zablokujcie statki. Mam nadzieję przyciągnąć generała, a ja już się nim zajmę. – paskudnie wykrzywił usta.
– Tak, na pewno tu przyleci, bo szuka brata. Jednak go nie znajdzie, ale on tego nie wie. – W odpowiedzi Johan zaśmiał się na takie stwierdzenie.
– Zostawię was samych i dogadajcie się. Jedynie Jorgen kiwnął głową. Z wizji zniknął Johan i całą uwagę mężczyzna skupił na pani admirał. Nie lubił kiedy kobiety nie zajmują się tym czym powinny. Kimś takim dla niego była właśnie ta kobieta. Jednak dla potrzeb potrafił zaakceptować takie rzeczy. Musiał się z nią jakoś dogadać, ale na szczęście tylko na tym polu.
– Zablokujcie przestrzeń powietrzną wokół instytutu. Mam dane twojego komunikatora i połączę się, kiedy będę miał nowe instrukcję. – Admirał w odpowiedzi skłoniła głowę.
– Poinformuję pana gdy dotrzemy na pozycje. Tylko jeszcze jedno. Ile statków?
– Wyślijcie tyle ile stosowne. To pozostawiam wam pani admirał. – Skinieniem głowy potwierdziła rozkazy.
Jorgen zakończył połączenie i nareszcie mógł się skupić na przemówieniu oraz postarać się, aby naukowcy go przyjęli. Był prawie pewien, że to nie będzie łatwe. Plan jaki wymyślił, na szczęście zakładał takie komplikacje. Okrążył biurko i podszedł do niewielkiego stolika stojącego po prawej stronie, ale nieco bliżej drzwi. Na blacie stała sporych rozmiarów konsola. U dołu widać było małą klawiaturę, a na panelu górnym umieszczono różnej wielkości suwaki. Jorgen przyjrzał się ekranowi, który był podłączony grubym kablem do konsoli, ale został postawiony na półce wystającej ze ściany. Wszystkie elementy planu, układanego już tak od dawna, zaczynały nareszcie do siebie pasować. Przesunął dwa bliźniaczo wyglądające suwaki, stojące obok siebie. Ekran w odpowiedzi pokazał: Podaj PIN. Jorgen bez wahania wpisał potrzebne cyfry, a ekran pokazał: "Przejmowanie sieci, w toku. Proszę czekać". Za parę godzin będzie miał dostęp do wszystkich danych Instytutu i będzie mógł wreszcie cofnąć czas. Dzięki temu będzie mógł mieć znów żonę. Zawsze, kiedy myślał o dniu, w którym zginęła, w jego sercu otwierała się prawdziwa szczelina pełna bólu i smutku. Jednak, kiedy raz udało się komuś zajrzeć do przeszłości. Nie szczędził środków do osiągnięcia celu. Z większą energią skierował się do drzwi. Niestety to nie ja odkryłem zapiski, pomyślał. Pozbył się konkurencji i nikt nie będzie go blokował. Wziął jeszcze teczkę z półeczki przy drzwiach i dopiero wyszedł.
Wnętrze ogrodu, w którym mieściło się audytorium, było chronione wielkimi, dwuskrzydłowymi wrotami. Klamki wykonano w kształcie węży i posrebrzono. Wrota zaskrzypiały. Jorgen poruszył się niespokojnie. Siedział na zwykłym plastikowym krzesełku stojącym na lewo od mównicy. Zaraz wejdą, pomyślał w panice. Wziął głęboki oddech. Spróbował drugą ręką rozgiąć palce, które z nerwów zacisnęły się na kawałku tektury. Teczka aż się wygięła, ale dla niego to nie robiło różnicy. Przyszedł czas na najważniejszą chwilę. Uniósł wzrok, aby sprawdzić co się dzieję, ale zaraz go spuścił. Uniósł jeszcze raz. Do ogrodu wlewało się coraz więcej osób i zajmowały miejsca, które ustawiono półkolem wokół mównicy. Kiedy wszystkie miejsca zostały zajęte Jorgen wstał, poprawił szatę, która okrywała go od stóp do głów i wszedł na mównicę. Przywołał uśmiech na twarz choć jednocześnie wgłębi duszy nie mógł się doczekać kiedy to wszystko się skończy. Stres gdzieś uleciał i zastąpiła go determinacja. Przysunął sobie mikrofon i zakasłał.
– Jest mi niesamowicie miło, że właśnie mnie wybraliście Rektorem waszego Uniwersytetu. Spróbuję rozwiązać zagadkę zniknięcia waszego i mojego byłego rektora. – W audytorium panowała zupełna cisza. Wszyscy wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem. Wziął oddech i ciągnął dalej. – Postaram się, aby nasz instytut rozwijał się dalej i działał jak na leży. Chciałbym, aby problem z byłym Rektorem nie zakłócił pracy. – Wciąż uśmiech z twarzy Jorgena nie znikał. – Pragnę, aby wszyscy czuli się tutaj dobrze i zajmowali się tym, w czym są najlepsi. – Czuł, że się rozkręca. – Planuję zrobić wystawę możliwości Instytutu. – Przerwał. – Oczywiście z miesięcznym wyprzedzeniem, bo jestem pewien, że już macie co zaprezentować. – Odpowiedziała mu cisza. – Przygotujcie się do wystawy. Macie na to miesiąc. – Dostojnie zszedł z mównicy i wszedł za malutkie ledwo widoczne drzwi. Będą mieli o czym myśleć. Zastanawiał się idąc do swojego gabinetu. Pani admirał już czekała. Nie czekał aż kobieta coś powie, tylko zapytał.
– Jak idzie? –
– Statki otoczyły Instytut. Mysz się nie prześliźnie.
– Świetnie. – Z radości zatarł ręce.
– Cztery lotniskowce, dwa pancerniki i reszta to fregaty, z 300 statków.
– Generała SPiB macie przepuścić, ale tylko jego. – Podkreślił. – Tylko jego. Jego kompanów możecie zestrzelić. Dopiero teraz kobieta okazała jakieś uczucia. Lekko uniosła brwi.
– Świetnie. To się zabawimy. A możemy mu utrudniać przedarcie?
– Nawet byłoby to wskazane. – W Jorgena wstępował coraz to lepszy humor. Rozłączył się z admirał. No to część drugą można zaczynać. – Zatarł ręce z radości.

Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 2

** ** **

Na najwyższym piętrze apartamentowca nie było czuć żadnego, nawet najmniejszego, powiewu wiatru. Słońce stało w zenicie i żadna chmurka nie osłaniała przed promieniami. Na owym piętrze mieściło się mieszkanie należące do generała SPiB. Mieszkanie było jednym z największych w mieście. Oczywiście znajdował się w nim prywatny ogród na dachu, jak i basen. Generał przechadzał się właśnie po salonie i podziwiał jego wystrój. Razem z bratem udekorowali ów pokój. Na podłodze leżał gruby dywan w kolorze ciemno niebieskim. Na środku stała ogromna skórzana kanapa obrócona w stronę telewizora wiszącego na ścianie. W każdym z kątów stały małe biblioteczki lub szafki zawalone wszelkimi figurkami i modelami. Na wprost wejścia na ścianie wisiał starodawny zegar z wahadłem u dołu. Wreszcie generał przysiadł na kanapie i spojrzał na zegar. Dochodziła już prawie dwunasta, a jego brata wciąż nie było. Zaczynał się niecierpliwić, bo Joannes zawsze przychodził przed czasem. Wspólne obiady w południe stały się czymś w rodzaju tradycji i żaden nie śmiałby bez naprawdę ważnego powodu odwołać spotkania. Co mogło się stać? Pytał samego siebie. Jeszcze raz Jerre Sprawdził czas. Minęło już parę minut, a dzwonek do drzwi wciąż milczał. Spróbował sobie przypomnieć dzisiejszą rozmowę z bratem. Co on takiego powiedział? Jerre podrapał się po głowie. Mówił coś o tym, że może się nie pojawić, przypomniał sobie. Potem. – No tak! – Wykrzyknął. – Mówił że jest jakaś koperta w górnej szufladzie komody w salonie. Dodał w myślach. Wstał i jednym susem znalazł się przy telewizorze, pod którym stała komoda wyglądająca na antyczną. Szarpnięciem wyciągnął pierwszą szufladę. Rzeczywiście. Wewnątrz leżała biała koperta. Ostrożnie ją wziął i nie zasuwając szuflady wrócił na kanapę. Czół, że coś jest w środku. Kopertę zalepiono taśmą. Uniósł kopertę do światła, aby zobaczyć zawartość. Niestety. Jedynym osiągnięciem było dostrzeżenie, że jest tam też jakiś kawałek papieru. Z jednej z kieszeni wyciągnął scyzoryk i rozciął kopertę. Ostrze ześlizgnęło się. – Cholera. – Zaklął. Czubkiem noża pod ważył taśmę, aby ją rozciąć. Udało się. Taśma puściła i mógł przekonać się co jest w środku. Przekręcił kopertę do góry nogami, aby wysypać zawartość. Z środka wypadła niewielka kartka. Z wnętrza wypadło coś jeszcze. Błyszcząc spadło gdzieś na dywan. Na razie skupił się na kartce, którą trzymał w dłoni. Niepewnie obrócił ją w palcach. Na jednej ze stron rozpoznał pismo brata. Liter prawie niebyło widać, bo ich kolor nakładał się na kolor papieru. Przybliżył kartkę do oczu.
Wciśnij oba przyciski na obudowie dwukrotnie i przy drugim naciśnięciu przytrzymaj je do póki nie zawibruje. Następnie wciśnij przycisk na środku jojsticka.
Jeszcze raz przemknął wzrokiem po słowach. Na razie nic mu to nie mówiło, ale póki co musiał sprawdzić co leżało na dywanie. Schylił się i zobaczył, że leżącym przedmiotem był dziwaczny zegarek. Cały był czarny i posiadał również czarny pasek na rękę. Zdumiony podniósł go i zwarzył w dłoni. Przedmiot okazał się lekki i ledwo odczuwało się jego obecność. Obrócił go podziwiając jego wygląd. Ze zdumieniem stwierdził, że zegarek miał dwie koperty, a nie jedną jak standardowe. – Po co mi to? – Szepnął. Jeszcze raz przekręcił cudeńko w palcach. Nawet nie wiedział jak włączyć. Jednym palcem dotknął jednej z kopert. Zegarek zawibrował i cały ożył. – Wow! – Wyrwało mu się. Na ekranach było mnóstwo ikon, mapy, latarka, wyszukiwarka i wiele innych. Wcisnął przycisk pomiędzy strzałkami. Zamiast ikon pojawiło się menu. Zegar, tryby, kierunek podróży, ekran startowy. Wybrał zegar. Zobaczył, że zegarek pokazuje prawidłową godzinę, ale na drugiej kopercie były same zera i obok niewielki obrazek zegarka ze wskazówkami, które obracały się do tyłu. Puknął palcem w obrazek. Nic się jednak nie stało.
– Zero zero dla zero zero jeden. – Zatrzeszczała niespodzianie krótkofalówka przypięta do paska munduru, którego Jerre zapomniał zdjąć. Zapomniał również, że krótkofalówka jest włączona. Generał odpiął ją szybko i przystawił do ust.
– Zero zero jeden dla zero zero, co się dzieje? – Zwykle o tej porze nic się nie działo, a jeśli nawet to nigdy nie zgłaszano tego jemu samemu. Wieści naprawdę musiały być ważne.
– Instytut Czasu został oblężony! – Niemal że wykrzyczał ktoś do krótkofalówki.
– Proszę jaśniej i spokojnie. – Poprosił Jerre siląc się na spokój i próbując zwalczyć ochotę, aby wrzasnąć na kogoś po drugiej stronie.
– Wokół Instytutu Czasu krążą wrogie statki i nie pozwalają nikomu się zbliżyć, ani nikt nie może odlecieć. Jeszcze nie mamy pełnego obrazu sytuacji, ale przepływ statków jest zatrzymany. – Jerre skrzywił się. Drugą ręką pomacał się po kieszeniach. Z jednej wyjął mały pager i na cisnął na środku żółty przycisk. Urządzenie piknęło. Jerre wcisnął przycisk nadawania na krótkofalówce.
– Wyślę tam oddział Orłów.
– Przyjąłem.
– Czy to pan przejmie dowodzenie panie generale?
– Tak, jasne. Radiowozem zajechałem do domu, aby zjeść obiad.
– Dobra generale. Sprawę przejmujesz. – Jerre odruchowo kiwnął głową. Schował pager, wstał z kanapy, a z kolan zsunęła mu się koperta i kartka oraz zegarek, który upuścił sięgając po pagera.. Schylił się, aby to sięgnąć. Krótkofalówka zakołysała się na pasku a oboma rękoma podniósł przedmioty z dywanu. Wszystko wsypał do jednej z wolnych kieszeni. Powoli wyszedł z mieszkania. Nie spiesząc się szedł w stronę windy jadącej na dach. Podniósł krótkofalówkę, przełączył na inny kanał i przeszedł na nadawanie.
– Brawo dla Orzeł 1! – Odpowiedź nadeszła prawie od razu.
– Orzeł 1 dla Brawo! – Dotarł pod windę i czekając na jej przyjazd odpowiedział.
– Szykuj eskadrę.
– Rozumiem Brawo! – Drzwi rozsunęły się zapraszając generała do środka. Może mój brat tam został i dlatego nie mógł dotrzeć na czas? Miał różne scenariusze, ale żaden jakoś mu nie pasował. Wydawało mu się, że najlepszym pomysłem na razie będzie sprawdzenie czy Joannes tam w ogóle jest. Spojrzał na lustro, które wisiało na wprost panelu na lewo od drzwi. Sprawdził czy karabin szturmowy Smok 40 jest na swoim miejscu, czyli przewieszony przez plecy. Miał też pistolet snajperski Wallet. Nazwa wzięła się od tego, że pistolet był naprawdę maleńki, ale wszyscy, którzy pracowali w SPiB przezywali go zdrobniale – Killer'em. Odbezpieczył i przeładował. Nie wiedział co będzie na miejscu, ale na leżało się nastawić na najgorsze. Wsadził broń na miejsce. A jeśli on jest tam przetrzymywany? Dopadły go wątpliwości. Może to jest specjalnie? Przeszedł mu dreszcz po plecach. Na szczęście jego rozmyślania przerwała krótkofalówka.
– Orzeł 1 dla Brawo!
– Brawo, słucham!
– Wszyscy postawieni!
– Spotykamy się w powietrzu na skrzyżowaniu Instytutu Fizyki Kwantowej i tego nowego biurowca co go wybudowali. Nie da się nie zauważyć podczas lotu do celu!
– Przyjąłem, bez odbioru! – Ta krótka wymiana zdań sprawiła, że się otrząsnął. A na co mi ten dziwaczny zegarek? Nie myśl o tym. Skarcił się w myślach. – Trzeba działać. Miałem sprawdzić co się dzieje, ale dali mi też wolną rękę. Spróbuję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. – Szepnął zadowolony z siebie przekraczając próg windy, która właśnie dojechała na dach.
Dach był całkowicie płaski, pozbawiony jakichkolwiek pęknięć. Budka windy wyglądała tak jakby w ogóle nie pasowała, bo wystawała z gładkiej powierzchni. Zaznaczono na nim miejsca do lądowania, które zapalały się gdy było ciemno. Lampy umieszczono pod nawierzchnią. Na parkingu stało wiele maszyn. Od sportowych ścigaczy, które były opływowe jak tylko się dało, po ogromne do przewozu towarów. Najbardziej wyróżniał się jeden. Konkretnie niebiesko czerwony radiowóz SPiB. Statek był myśliwcem, który krył w sobie jeszcze dwa fotele umieszczone za fotelem pilota. Powoli generał podszedł do służbowego statku i odruchowo pogłaskał go po kadłubie dziobu. Jednostka była myśliwcem, który po przejściu w tryb bojowy stawał się naprawdę śmiercionośną maszyną. Statek był wąski od przodu, ale tył miał pękaty. Wyglądało jak szklana butelka, ale statek miał wiele tajemnic. Z tyłu umieszczono cztery skrzydła, które na ziemi były złożone i rozkładały się dopiero w trybie bojowym tworząc x. Na krańcach skrzydeł znajdowały się karabiny laserowe. W środkowej części kadłuba znajdowały się dwie wyrzutnie rakiet, torped z każdej ze stron i na samym czubku umieszczono wyrzutnie pocisków magnetycznych, których zadaniem było przylgnąć do wrogiej jednostki i co dwie minuty wysyłać sygnał. Jerre otworzył statek pilotem. Pojazd Otwierał się w ten sposób, że jedna z części burty unosiła się, odsłaniając fotel w centralnej części kokpitu i dwa fotele schowane w głębi. Usadowił się wygodnie i zapinając pasy odpalił silniki. Stopniowo się rozpędzały wprowadzając statek w drgania. Zamknął właz, nastawił częstotliwość radiową i wolno wzniósł się w powietrze.
Od razu nastawił silniki na pełną moc, ale i tak wiedział, że nie doleci tam pierwszy. Nie mógł lecieć całkowicie dowolną trasą, bo zostały wyznaczone podniebne ulice. Wleciał na jedną, na której ilość statków była naprawdę przytłaczająca. Jako statek policji mógł lecieć trasami dla wojska, ale zamierzał dolecieć tam bez uciekania się do faktu, że posiada pojazd uprzywilejowany. Tym bardziej, że tamten sposób mógłby zwrócić uwagę. Większość statków schodziła mu z drogi, ale niektóre był zmuszony wymijać. Raz nawet na grubość lakieru udało mu się uniknąć zderzenia z ogromnym tankowcem, który sunął ospale i tarasował sobą trzy czwarte ulicy. Jedynie dzięki położeniu maszyny na skrzydło, statek Jerego przecisnął się między tym kolosem, a ścianą jakiegoś budynku.
– Orzeł 1 dla Brawo! – Przez dłuższy czas dowódca SPiB nie mógł odpowiedzieć, bo był skupiony na tym co dzieje się w powietrzu. Odpowiedział gdy skręcił w pustą ulicę.
– Słyszę cię Orzeł 1! Jaka sytuacja? – Odpowiedź nadeszła momentalnie.
– Wszyscy zwarci i gotowi! Czekamy na was generale w umówionym sektorze.
– Przyjąłem, bez odbioru!
– Bez odbioru!
Do umówionego miejsca już nie było daleko. Statek na razie wykorzystywał 50% swojej mocy, bo na każdym ze skrzydeł z tyłu był jeden silnik. Jerre od razu, po wyleceniu z zakrętu zobaczył czternaście statków ustawionych jeden za drugim. Przeleciał obok każdego, aby każdy z pilotów widział, że szef już doleciał. Zatrzymał się na czele i rozpoczął odprawę przed misją, która ich czekała.
– Naszym zadaniem jest zorientować się jak wygląda sytuacja. – Zawahał się. Czy miał im powiedzieć, że chce też sprawdzić czy w budynku nie ma jego brata? Westchnął. Zapomniał też zgłosić, że rusza na akcję. Znów westchnął. Ciszę w eterze przerwał jeden z pilotów.
– Można zestrzelić statki wroga?
– Ty zawsze byś strzelał Bowen. – Stwierdził pilot Orła 2.
– Lubię patrzeć jak wróg zamienia się w kulę ognia. – Potwierdził Orzeł 5.
– Spokój! – Przerwał dyskusję generał i dorzucił. – Na razie nie wiemy co to za statki, ale dali mi wolną rękę w działaniu. Mamy też misję podrzędną. – Słowa wyszły szybciej niż ułożył kolejne zdanie. Jak już się powiedziało A, trzeba powiedzieć B, pomyślał i dokończył. – A właściwie ja. Muszę przedostać się przez teren wroga i sprawdzić czy nie ma pewnej osoby w budynku. Jeśli nie wrócę, dowodzenie przejmuje Orzeł 1 i pamiętajcie – musimy zbadać teren i odblokować Instytut. Zrozumieliście!
– Tak! – Zgłaszali jeden za drugim.
– Postać bojowa i na mój znak, szyk M. – Kończąc wypowiedź pociągnął do siebie dźwignię obok fotela, która była podpisana "fire activate,. Skrzydła z tyłu rozłożyły się w X i zostały uruchomione pozostałe dwa silniki oraz otworzyły się wyloty rakiet. Szybko przełączył radio na inny kanał i krzyknął.
– Wchodzimy do akcji. – Nie miał czasu na grzecznościowe komunikaty. Centrala odpowiedziała.
– Zero zero słyszy i zrozumiało. Wiemy, że są to statki należące do organizacji Hades. – Jere zaklął. Już miał do czynienia z tymi ludźmi i zawsze gdy się na nich natykał nie wróżyło to niczego dobrego.
– Przyjąłem, bez odbioru. – Błyskawicznie wrócił na pasmo oddziału.
– Zestrzeliwać statki! Na trzy ruszamy. – Na chwilę zapadła cisza. – Raz, dwa, trzy!

Kategorie
Historia

Bramy Czasu odc. 1

Poprawki. Jest ciąg dalszy. Nie martwcie się.

Bramy czasu

Ekran błyszczał matową czernią. Na samym środku, wielkimi literami: \\\\\\\"Punkt _x został znaleziony\\\\\\\". W całej wielkiej sali było ponad sto stanowisk komputerowych, ale tylko jedno było aktywne. Na wprost drzwi wisiał 300 calowy monitor, ale w chwili obecnej był wyłączony. Przy tym jedynym stanowisku pracowała wysoka kobieta. Była ubrana w długą do ziemi białą szatę, która sięgała jej do kostek. W szata była pozbawiona dekoltu i posiadała długie i szerokie rękawy, aby gwarantować swobodę ruchów. Powoli odchyliła się na fotelu i jeszcze raz przeczytała: \\\\\\\"Punkt X znaleziony\\\\\\\". Odsunęła fotel i wolnym krokiem podeszła do lustra, aby przyjżeć się samej sobie, bo pracowała już prawie piętnaście godzin. Z lustra spojrzała na nią zadbana twarz. Usta miała kształtne, nos prosty, ale lekko zadarty. Oczy patrzyły bystro przed siebie i z dokładnością do małych szczegółów lustrowały otoczenie. Uniosła rękę i poprawiła niesforne kosmyki kasztanowych loków. Widziała, że oczy ma podkrążone, ale wcześniejsze odkrycie odpędziło zmęczenie. Teraz buzowała w niej adrenalina niczym gejzer. Muszę się z nim spotkać, pomyślała poprawiając drugi raz swoje niesforne loki. Muszę powiedzieć Rektorowi, że udało się rozwiązać problem. Popatrzyła jeszcze raz na lustro. Dobra, nieważne, przemknęło jej przez głowę. Na razie adrenalina mnie podkręciła. Szybkim krokiem skierowała się do drzwi.
Na szczęście udało się jej dogonić Rektora zanim wrócił do domu. Szedł właśnie w stronę windy jadącej na dach. Podbiegła i zatrzymała go szarpnięciem za ramię.
– Znalazłam punkt X! – Zawołała. Rektor spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, ale już po chwili jego twarz rozjaśnił uśmiech.
– Jesteś pewna? – Zapytał idąc dalej przed siebie.
– Czego jak czego, ale tego jestem pewna na sto procent panie Joannes. – Przyspieszyła nieco kroku. – Może panu pokazać?
– Tak, tak! Chętnie.
Ruszył powoli za nią i po chwili szedł równo z nią.
– Strasznie wyglądasz Maline. – Nie odpowiedziała, ale kiwnęła głową. – W takim stanie, nie pozwalam ci lecieć do domu. – Znowu bezwiednie kiwnęła głową.
– Obiecaj mi – Zatrzymała się nagle i pałającym wzrokiem spojrzała mu w oczy. – że nikomu nie powiesz i beze mnie nie otworzysz Bramy. – Intensywność jej wzroku była tak silna, że nie mógł się ruszyć.
– Tak, obiecam. – Szepnął. – Tylko dlaczego chcesz ze mną otworzyć i nikomu nie mówić.
– Bo nie wiem, czy to zadziała, a zdaje sobie sprawę, że pragniesz ją otworzyć i chce być przy tym. – Zaśmiał się cicho.
– Zgoda. – Kiwnął głową. – Zadobrze mnie znasz.
Ruszyli znów korytarzem. Cały korytarz był pokryty płaskorzeźbami z różnych epok od starożytności po czasy współczesne. Na samym środku sufitu wisiały halogenowe lampy oświetlające ostrym blaskiem cały korytarz.
– Jak myślisz, dobrze urządziłem ten korytarz?
– Płaskorzeźby pasują do siebie i cały korytarz pokazuje jak rozwijał się człowiek. – Odpowiedziała.
– Nie chce dyplomatycznej odpowiedzi. – Przerwał jej.
– No, dooobra. – Zamilkła na chwilę. – Można zauważyć, że interesujesz się historią. – Potwierdził Kiwnięciem głową. – Na pewno mażę, aby udać się do starszych czasów i zobaczyć na własne oczy jak to było.
– I dlatego chciałeś abym spróbowała otworzyć Bramę, które zabroniono rozwijać. – Spojrzała na niego czujnie.
– Tak. – Odpowiedział niepewnie. – Dlatego, ale to nie jest zabronione, tylko niektórzy naukowcy tak uważają, ale w prawie nie ma czegoś takiego napisanego.
Doszli do drzwi i Maline wsunęła kartę do czytnika aby otworzyć. Sala była ogromna, ale pełna ekranów, komputerów. Obecnie świecił jeden ekran. Weszła między rzędy komputerów i podeszła do ostatniego aby wybudzić z trybu uśpienia.
– Sam zobacz. – Wskazała ekran. Podszedł i przez chwilę nic nie mówił.
– Udało ci się. Obeszłaś problem przekroczenia progu czasowego. Punkt _y jedynie jest zmienną, która podaje współrzędne przestrzeni czasowej, a _x modyfikuje się dla wprowadzonych współrzędnych dla _y. Rozgryzłaś to! – Zakrzyknął.
– Ciii. – Syknęła. – Nie wrzeszcz.
Zamknęła komputer i odwróciła się w jego stronę.
– Teraz musimy zrobić test, ale czy masz zegarki działające w strefie czasowej?
– Tak mam. Testowałem je w pomieszczeniu, gdzie czas jest spowolniony.
– To dobrze.
– Pozwól, że cię odwiozę do domu.
– Nie musisz.
– Ależ muszę, bo kto mi potem pomorze z tym wszystkim?
– No tak. – Zaśmiała się zamykając drzwi za sobą.
– To przebierz się i spotykamy się na parkingu.

** ** **

Jego kroki odbijały się głośnym echem od pustych korytarzy Instytutu Czasu. Starał się iść jak najciszej, ale nie bardzo mu to wychodziło. O tej porze mało kto jeszcze pracował. Liczył na to, że nikogo nie spotka, bo to co chciał zrobić wymagało, aby nikt go nie zauważył. Zdawał sobie również sprawę z tego, że jeśli ktoś go przyłapie, to może go czekać coś gorszego niż tylko wyrzucenie z Instytutu. Już się ekscytował na widok miny rektora, jeśli jego plan się powiedzie i jeśli jego założenia były prawidłowe. – Za dużo tych jeśli. – Pomyślał idąc kolejnym korytarzem. – Już nie daleko do gabinetu. – Uśmiechnął się złośliwie. Pomacał się po kieszeni na piersi. Wyczuł tam podłużny przedmiot. – No zabrałem go. – Jego uśmiech się poszerzył. Spojrzał na zegarek. Była pierwsza w nocy. – Na pewno nikogo niema. – Jeszcze raz sprawdził godzinę. – Na pewno. – Ruszył pewniej przed siebie. – Czy w taki sposób muszę się mścić? – Zadał sobie pytanie. – Nigdy nie miałeś wyrzutów sumienia, tylko szedłeś do przodu. – Sam sobie odpowiedział. – Zaczynasz mięknąć Jorgan.
Jego rozmyślania przerwały mu drzwi, które właśnie przed nim wyrosły. Przyjrzał się drzwiom uważnie. Wyglądały normalnie, ale coś było nie tak. Jeszcze raz sprawdził. Drzwi były zamknięte jak trzeba. Z kieszeni na lewym udzie wyją kartę sprzątaczki. Karta otwierała wszystkie zamki, prawie wszystkie. Przyłożył kartę do czytnika. Zapaliła się czerwona lampka. – Dlaczego karty nie przyjmuje. – Zdziwił się. – Ale nie wszystko stracone. – Wsunął kartę z powrotem, a z drugiej kieszeni wyjął urządzenie dekodująco-szyfrujące, które wymyślił Instytut Cybertechnologii. Przyłożył urządzenie do zamka i wcisnął zielony guzik na bocznej ściance urządzenia. Przez chwilę klikało, aż wreszcie nad zamkiem zaświeciło się zielone światełko. Schował urządzenie i nacisnął klamkę. Drzwi uchyliły się lekko. – Faza A zakończona. – Szepnął przekraczając próg.
Nigdy nie był w pracowni naukowców zajmujących się wzorami czasu, ale mógł się spodziewać wszystkiego. Liczba komputerów w jednym pomieszczeniu oszołomiła go. Na szczęście dla niego, pracował tylko jeden, a właściwie wyświetlał wygaszacz ekranu. Podszedł do urządzenia i poruszył myszką. Ekran mrugnął i już po chwili wyświetlił gąszcz wykresów, liczb. Uśmiech na twarzy mężczyzny się powiększył. Przysunął sobie fotel i zabrał się do studiowania kodu. – Wydaje się, że wiem jak zrobić, by przy starcie ich programu, mój program nadpisał pliki i wstawił własne współrzędne. – Myślał przebiegając kolejne linijki. Z kieszeni na piersi wyciągnął malutkiego pendrive\\\\\\\'a. Podłączył go do wolnego portu USB i przełączył okno na okno nośnika, by otworzyć własny program. Wiedział, że musi się spieszyć.
Napisanie wirusa nadpisującego własne pliki i wprowadzającego własne współrzędne zajęło mu mniej niż dziesięć minut. Szybko dokleił wirusa do plików programu naukowca i lekko zmodyfikował kod końcowy pogramu, aby program przy starcie uruchamiał wirusa bez wyświetlania żadnych danych. Kiedy skończył klasnął w dłonie zadowolony z własnej roboty. Wypiął nośnik i zostawił komputer tak, jak go zastał. Fotel zostawił i ruszył wolno w kierunku drzwi. Spojrzał na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. Uspokojony wyszedł z pokoju. Odwrócił się jeszcze w stronę komputera i szepnął w pustkę. – Miłej podróży. Przecież tak uwielbiasz historię. – Zaniósł się potępieńczym śmiechem i przemykając się od zakrętu do zakrętu, opuścił Instytut Czasu.

** ** **

– Obiecałem, że przylecę po ciebie. – Zawołał wchodząc do przedpokoju.
– Co ty powiesz. – Zakpiła zamykając za nim drzwi.
– Mówiłem to serio. – Uśmiechnął się lekko.
– No jasne. Mówiłeś, mówiłeś, ale nie byłam pewna.
– Zawsze dotrzymuję obietnic. – Zawołał wchodząc do salonu za dziewczyną. Ściany salonu były wyłożone ciemnym drewnem. Na środku leżał zielony dywan, na którym stał ciężki dębowy stół z zielonym obrusem i wazonem z suszonych kwiatów. Przy stole stały wyłożone skórą fotele. Przysunął sobie jeden i zapytał.
– Gotowa na test? – W jego oczach zamigotały iskierki ciekawości.
– Jasne, że jestem gotowa, tylko nie wiem, czy coś wziąć?
– Weź tylko coś do pisania, bo chce mieć wszystko na papierze. Przepisałaś swoje wzory do mojego dziennika?
– Właśnie jak zadzwoniłeś do drzwi to miałam iść zadzwonić, że skończyłam. – Uśmiechnął się.
– Mogłabyś mi go przynieść? – Skinęła głową i wyszła z pokoju. Mężczyzna w tym czasie wstał z fotela i do wazonu wypełnionego różami, wrzucił malutki liścik. Szybko wrócił na swoje miejsce. Wolał, aby o tym nie wiedziała.
Po chwili wróciła. Pod pachą niosła gruby i ciężki notes. Był oprawiony w skórę. Podała mu notes. Na górnej stronie, żółtymi literami ktoś napisał: \\\\\\\"Czasu nie złapiesz\\\\\\\". Przekartkował go szybko i zatrzymał się na momencie, gdy charakter pisma się zmienił. Szybko przebiegł wzrokiem linijki.
– Czy wszystko się zgadza? – Spytała ostrożnie.
– Tak, wydaje mi się, że tak. – Zamknął notes i wstał przysuwając krzesło do stołu.
– Zbierajmy się. Jeśli wcześniej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
– Ale ty nawet śniadania nie jadłeś. – Zaprotestowała.
– Co tam śniadanie. Mało ważne.
– To przynajmniej zjedz w drodze, ja po pilotuje.
– Nie dam ci mojego pojazdu, bo… – zawahał się. Nie był pewien czy może jej powiedzieć czym jest naprawdę pojazd.
– No, bo. Bo co? – Zapytała ostro. Zdała sobie sprawę, że zapytała go ostrzej niż zamierzała.
– Tam trochę pozmieniałem. – Odparł ostrożnie. – I nie chce, abyś coś włączyła.
– Dobra, nie to nie. – Burknęła.
– Nie obrażaj się. Kiedyś na pewno ci pokarze.
– Te może to kiedy nastąpi? – Spytała wkładając buty i zakładając kapelusz na głowę. Nie odpowiedział od razu.
– Jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że to zrobię. – Zamykając drzwi od mieszkania Mailine spytała.
– Czy też masz uczucie, że minie dużo czasu zanim tu wrócimy? – Zastanowił się nad pytaniem. Przeczesał włosy palcami aby zebrać myśli. – Tak. Coś nie wiem z kąt to się bierze.
On prowadził, a ona szła za nim, bo nie wiedziała gdzie wylądował. Minęli szeregi drzwi po obu stronach korytarza i wsiedli do pierwszej wolnej windy. Ogólnie wind było pięć, ale wybrali tą, która była akurat na ich piętrze. Pojechali na samą górę budynku.
Gdy wyszli, w ich oczy wystrzeliły słoneczne lasery na chwilę ich oślepiając. Gdy oczy się przyzwyczaiły, ruszyli wolno wzdłuż prawej ściany budynku. Cały parking na dachu wydawał się zajęty.
– Gdzie zaparkowałeś? – Nie odpowiedział. Szedł dalej prosto, aż doszli do drabinki przeciw pożarowej. Wskazał dłonią. Na najwyższej części dachu nie można było lądować, ale jednak. Tam stał dziwny pojazd. Wyglądał jak skrzyżowanie UF\\\\\\\'o z ośmiornicą.
– Faktycznie go przebudowałeś. – Powiedziała cicho.
– Pozachwycasz się później, ale właź szybko. Zanim drony SPiB namierzą mój sprzęt. – Rzucił wchodząc po drabinies. Zatrzymał się na szczycie. Przejrzał niebo. Żadnego drona nie dostrzegł. Podciągnął się i wyskoczył na dach. Pomógł Mailinie wejść. Podszedł szybko do pojazdu. Z burt pojazdu wystawało osiem podpórek. Wyciągnął pilota z kieszeni. Z boku maszyny uniosła się część burty. Dłonią wskazał, aby wchodziła.
Wnętrze ją zaskoczyło. Z tyłu była skórzana kanapa. Z przodu stał fotel, z którego wychodziło mnóstwo dźwigni. Przed i wokół fotela były wygaszone ekrany. Usiadł na fotelu, a jej wskazał kanapę. Kiedy usiadła, zamknął wejście i włączył silnik. Powoli się rozpędzał. Wreszcie wystartował, a osiem ramion podtrzymujących maszynę na ziemi zniknęły we wnętrzu. Budynek wieżowca został za nimi.
Bryła Instytutu Czasu rosła przed nimi. Nagle w głośnikach rozległ się mechaniczny głos:
– Proszę skierować pojazd do najbliższej komendy. – Pilot zaklął.
– Przecież wiedziałeś, że nie można lądować na innych częściach dachu, jak tylko na parkingach.
– Wiedziałem, wiedziałem. – Pilot znowu zaklął. – Ale nie będę płacił żadnego mandatu. – Mężczyzna pochylił się i puknął w jeden z ekranów. Po chwili dodał gazu. W głośnikach znów zabrzmiał sztuczny głos.
– Proszę wykonać polecenie, bo zaczniemy strzelać. Nie ukryje się pan pod zwykłą niewidzialnością. Wciąż mamy pana na podczerwieni.
– Cholera. Muszę coś zrobić. – Złapał za jedną z dźwigni wychodzących z fotela i pociągnął. Statek zakołysał się i zaczął się kręcić wokół własnej osi. Obraz za oknem zmatowiał. Już po chwili obraz się uspokoił. Statek przestał wirować. Pilot błyskawicznie sięgnął do pedału gazu. Maszyna wystrzeliła do przodu.
– Musimy spadać. – Rzucił odwracając się do dziewczyny siedzącej na kanapie.
– Dlaczego, przecież chyba o tobie zapomnieli. – Usłyszał za plecami.
– Oni tak, ale zaraz nas tam nie będzie.
– Nas? – W głosie dziewczyny zabrzmiało autentyczne zdumienie.
– Tak. Ta dźwignia spowolniła czas wokół statku. A w rzeczywistości nie minęła jeszcze sekunda. Gdy znów przełączę dźwignię… – Zastanowił się. – Wróci rzeczywisty czas, ale nas już tam nie będzie, będzie to wyglądało, że zniknęliśmy. – Usłyszał za sobą śmiech.
– Jesteś genialny. – Uśmiechnął się. Zwolnił podchodząc do lądowania na miejscu dla rektora. Z maszyny wysunęły się nóżki i ostrożnie maszyna osiadła na płycie parkingu. Mężczyzna przełączył dźwignię z napisem Z.C. do pierwotnej pozycji. Statek zawirował, a obraz za szybą ponownie zmatowiał. Powrót do rzeczywistości nie trwał dłużej niż sekundę.
– Nie będą szukać twojego statku? – Zapytała wstając z kanapy.
– Mogą, ale nie znajdą. Wyczyszczę im pamięć w serwerach. Ty tymczasem zejdź i szykuj doświadczenie. – Podeszła do burty, bok uniósł się robiąc przejście. Gdy stanęła na parkingu, odwróciła się i dorzuciła.
– Przynieś zegarki czasowe. – Kiwnął głową.
Poczekał, aż wejdzie do windy, którą od statku dzieliło 50 metrów. Opuścił burtę i sięgnął po słuchawkę telefonu wiszącą na widełkach obok jednego z ekranów. Wywołał klawiaturę numeryczną i wstukał numer. Czekając na połączenie zastanawiał się, czy na pewno dobrze robi, ale już nie było odwrotu. W słuchawce przebrzmiały dwa sygnały i po drugiej stronie ktoś odebrał.
– Komenda Służb Policji i Bezpieczeństwa. – Zabrzmiał w słuchawce ostry głos.
– Proszę połączyć mnie z Generałem Jerrem.
– Kto dzwoni?
– Brat generała i jeśli nie przekierujesz rozmowy, to powiem generałowi, że nie posłuchałeś jego brata.
– Muszę przeprowadzić rozpoznawanie głosu.
– Baranie, telefony teraz mogą zniekształcać głos. – Rzucił ze złością w słuchawkę.
– Proszę przyłożyć oko do ekranu. W miejscu do rozpoznawania tęczówki i prześlemy dane. – Pochylił się i przyłożył oko do czytnika.
– Weryfikacja pomyślna. Przekierowuję rozmowę. – Z głośników popłynęła spokojna muzyczka. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz jego brata.
– Cześć. Czego potrzebujesz?
– Mam prośbę. – Zaczął ostrożnie Joannes. – Chce, abyś wyczyścił serwery SBiP. No wież, z danych mojego wozu.
– Znowu lądowałeś tam gdzie niedozwolone. – Stwierdził fakt.
– Właśnie tak. – Twarz brata ściągnęła się, ale zaraz rozpogodziła.
– Wiesz o tym, że wisisz mi już cztery piwa? – Uśmiech na twarzy Jerrego się powiększył.
– Tak. – Stwierdził sucho Joannes. – Ale zrób to najlepiej od razu. – Już miał odłożyć słuchawkę – Mogę się spóźnić na obiad, ale jeśli w ogóle się nie pojawię to masz kopertę w pierwszej szufladzie komody w salonie.
– Co w niej jest?
– Nic, nic. Może nie będzie potrzebna. – Odwiesił szybko słuchawkę. Ekran zgasł i w statku zaległa cisza.
Pilotem zamknął pojazd i powolnym krokiem skierował się w stronę windy, w której zniknęła Mailine. Nie miał pojęcia dlaczego był spięty. Pomacał się po kieszeniach. Zegarki były na swoim miejscu. Przywołał windę. Mieli sprawdzić czy uda się cofnąć w czasie, ale tylko o pięć minut. Nie chcieli ryzykować dalej. A co z przyszłością? Zastanowił się wchodząc do windy. Może i ona będzie przed nami na wyciągnięcie ręki. A może otwieramy puszkę Pandory. – Tysiące myśli kręciło się w jego głowie niczym szalejące tornado. Winda piknięciem ogłosiła, że dotarł na odpowiednie piętro. Jeszcze raz pomacał się po kieszeniach. Wszystko na swoim miejscu. Pewnym krokiem skierował się do drzwi na krańcu korytarza, w których mieściła się pracownia Mailine.
Drzwi zaskrzypiały i szeroko się otworzyły. Zastał kobietę przy komputerze, przy którym pokazała mu swoje osiągnięcie. Powoli podszedł do niej omijając kilkadziesiąt obrotowych foteli i stanowisk komputerowych.
– Przyniosłeś zegarki? – Zapytała nie odrywając spojrzenia od monitora.
– Tak mam je i są gotowe do przetestowania. – Z kieszeni wyjął jeden i podał kobiecie. Przyjrzała mu się uważnie. Nie był to zwyczajny zegarek. Miał dwie koperty, wokół których umieszczono okrągłe przyciski. Pomiędzy kopertami mieściły się maleńkie cztery strzałki, a pomiędzy nimi owalny przycisk. Obudowa była srebrna. Obróciła zegarek do góry dnem. Na denku była zaślepka. Paznokciem podważyła ją, aby sprawdzić co jest pod spodem. Okazało się, że mieści się tam port USB. Podpięła do kabla i przesłała program. Zegarek lekko zawibrował. Joannes wyjął podobny zegarek. Na obudowie mieściły się dwa przyciski. Były usytułowane naprzeciw siebie. Były ledwo widoczne. Nacisnął je dwa razy na swoim zegarku. Zrobił to samo na drugim. Ten drugi zegarek był czarny i miał czarny pasek na rękę.
– Który wolisz? – Zapytał mężczyzna.
– Ten srebrny. – Mruknęła Mailine odpinając wybrany zegarek od kabla i zakładając go na rękę. Joannes zrobił to samo ze swoim.
– To co jesteśmy gotowi?
– Tak. – Potwierdziła Mailine. – Tylko daj swój, abym mogła przesłać program.
– Nie, nie musisz. – Na potwierdzenie jego słów, zegarek zawibrował. – Już dane zostały przesłane.
– To co, odpalamy?
– Oczywiście, aby to zrobić, trzeba wcisnąć przycisk ten pomiędzy strzałkami. Należy go przytrzymać dziesięć sekund. – Mailine pokiwała głową ze zrozumieniem i oboje wcisnęli przycisk.
Wszystko zamarło czekając co się stanie. Joannes poczuł jak jego stopy odrywają się od ziemi i jakaś siła porywa go i gdzieś niesie. Tysiące barw przewijało się przed jego oczami, ale nie był w stanie zobaczyć co mają oznaczać dane barwy i rozmazane kształty. Nie powinno to tak długo trwać, zastanowił się. Spróbował się zatrzymać, ale żaden mięsień go nie słuchał. Przecież mieliśmy się cofnąć tylko o pięć minut. Co jest nie tak. Czuł się tak jakby ktoś go wystrzelił i on był pociskiem lecącym do jakiegoś celu. Niespodziewanie ziemia wróciła i podcięła mu nogi. Zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Rozejrzał się wokół. To nie jest Instytut, jęknął w duchu. Gdzie ja jestem do licha? Obok niego zmaterializowała się Mailine. Przewróciłaby się gdyby nie Joannes, który złapał ją i podtrzymał.
– Czy wiesz gdzie my jesteśmy? – Zapytał Rektor.
– Na jakiejś ulicy.
– Na tyle to wiem. – Chcąc sprawdzić godzinę, zerknął na zegarek. Jeden wyświetlacz wskazywał 10 lipca 2205, drugi – drugi wskazywał coś czego nie powinien pokazywać. Powoli spojrzał jeszcze raz. Nie, zegar nie oszukiwał. Druga koperta pokazywała: 1 sierpnia 1944.
– Czy to ty ustawiałaś tą godzinę i mi nie powiedziałaś?
– Nie, to nie ja. – Mailine uniosła ręce w obronnym geście. – To nie ja. – Mężczyzna rozejrzał się jeszcze raz. Stali na środku ulicy, wzdłuż której stały stare kamienice. Jej, to kamienice jeszcze z przed Ii Wojny Światowej, jęknął.
– Musimy coś z tym zrobić. Musimy się stąd wynieść. – Zasugerowała Mailine.
– O tak. – Mruknął mężczyzna.
– Może nikt nie zauważył naszego dziwnego pojawie…
– Ciii! – Syknął. – chodźmy stąd. To nie odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Musimy znaleźć kryjówkę zanim przejdzie tędy patrol. – Powoli ruszył do przodu. Wcisnął kilka przycisków i zamiast godziny na ekranach pojawiły się ikony do wyboru. Kliknął mapę. Chwilę się ładowała. Wystąpił błąd, że nie ma satelity. Wybrał OK i mapa po lokalizacji i po obecnym czasie spróbowała odtworzyć lokalną mapę. Okazało się, że jakimś cudem w bazie zegara znalazła się przedwojenna Warszawa. Stali na ulicy, która dochodziła do Marszałkowskiej. Mapa była prezentowana w formie hologramu. Najbliższy patrol niemców szedł Marszałkowską, ale w każdej chwili mogli skręcić w ich ulicę. Miał ochotę pobiec, ale wiedział, że to może zwrócić uwagę. Niby nikogo nie było, ale zawsze ktoś mógł wyjść z bramy. Mapa wskazywała, że za trzysta metrów w jednej z kamienic mieściła się spora piwnica.
– Ukryjemy się tam. – Pokazał punkt na holograficznej mapie na swoim nadgarstku. Mailine przytakneła i ruszyła za nim.
Faktycznie, piwnica, do której weszli, była naprawdę ogromna. Wszędzie walały się sterty skrzyń i zamkniętych boksów. Kryjówkę znaleźli dopiero na samym końcu. Znalazł tam dwie skrzynki wywrócone do góry dnem. Usiadł na jednej i poprosił, aby Mailine usiadła na przeciw.
– Co teraz zrobimy? – Głosie kobiety pobrzmiewała desperacja.
– Spróbujmy wrócić po własnych śladach i może uda się wrócić do naszego czasu.
– A jak w ogóle uruchomić zegarek do tyłu?
– Trzeba zresetować zegarek i ustawić, aby szedł do tyłu, lub przodu, zależy, w którą stronę w czasie Chcesz podróżować. To ustawienie musi dotyczyć tylko jednego ekranu, bo na drugim musi być czas, z którego startujesz.
– Rozumiem. Spróbujesz to zmienić? – Joannes sięgnoł i zdjął zegarek, który nadal nosił na przegubie. Przez moment przy nim majstrował, po czym podał Mailine. Zobaczyła, że na jednym ekranie był czas, w którym się obecnie znajdowali, a na drugim nic. Tylko obrazek zegarka ze wskazówkami pokazywał, że czas będzie płyną do przodu.
– Ustaw nasz czas.
– Chwila. – Mruknął. Patrzyła jak wpisuję i potwierdza. Założył ponownie zegarek i powtórzył procedury jak na początku wyprawy. Zamarł w oczekiwaniu.
Nagle błysnęło, ale niestety nadal znajdował się w piwnicy. Z niedowierzaniem spojrzał na wyświetlacz. Nadal wskazywał czasy II Wojny Światowej. Sflustrowany westchnoł. Co nie działa, w głowie kłębiło mu \\\\\\\'się tysiące pytań. Na żadne nie znał odpowiedzi. Niechętnie pokręcił głową.
– Wylądowaliśmy tu o dwunastej – zaczęła ostrożnie Mailine – musimy coś zrobić. – Gwałtownie podniosła głowę. – A może to wina programu? – Spojrzała podekscytowana w oczy Rektora.
– A z kąt w tych czasach weźmiesz komputer? – Pytanie było zadane cicho, ale sama jego treść spowodowała, że uśmiech znikł z twarzy kobiety.
– Za cztery godziny, nawet niecałe, wybuchnie powstanie. Nie jesteśmy przygotowani. – Joannes smętnie kiwnął głową. Mam tylko ukryty miecz. Zegarek jest zdolny wytworzyć wiązkę lasera, ale tak cienką, że jedynie nadającą się do przecięcia krat, kajdanek. Strzelać się nie da. – Kobieta głucho jęknęła.
– Ja nawet nic nie mam. – Błędnym wzrokiem powiodła po otaczających ją przedmiotach.
– To może przyłączmy się do powstańców? – Rzucił tak od niechcenia.
– Po wariowałeś? Zaraz zginiemy! – Zaprotestowała ostro.
– Nie, jednak uważam, że na obecne okoliczności, jest to jedyna słuszna decyzja. – Mailine spojrzała na niego jak na wariata.
– I jak to chcesz niby zrobić?
– Powiem im, że – No właśnie co im powie, że jest Cicho Ciemnym? Od sunął od siebie tą myśl. Musi być lepsze rozwiązanie. – Powiem im, że przysłali mnie Brytyjczycy.
– Przecież to nie prawda. – Oburzyła się pani profesor.
– No to, że jestem Cicho Ciemnym! – Warknął ze złością. – Dostaniemy broń i ubrania, aby ukryć się. Upodobnić do tych ludzi. Z większym spokojem zapytała.
– Jesteś tego planu pewien?
– Na razie nic lepszego nie mamy i puki co stanowimy część tej historii czy nam się to podoba, czy nie.

EltenLink