Kategorie
Historia

Bramy czasu odc. 8

** ** **

Rzeczywistość całkowicie się zmieniła. Zamiast jechać windą na niższe poziomy Instytutu, leciał i nie wiedział gdzie wyląduje. Barwy mieszały się ze sobą tworząc rozmazany obraz. Wyglądało to tak, jakby namalował go jakiś artysta, który nie wiedział co chce namalować. Tu nawet góra i dół gdzieś znikły. Wiedział tylko, że leci w pionie i nic więcej. Co gorsza stało się to tak nagle. Błysk i to dziwne miejsce. Jego stopy niespodziewanie uderzyły o ziemię. Zaskoczyło go to tak bardzo, że się przewrócił. Wokół panowała ciemność. Drugą informacją, poza kolorem, która do niego dotarła to zapach. Coś straszliwie cuchnęło. Całe powietrze było tym przesiąknięte. Chwilę później usłyszał szum płynącej wody. Gdzie jestem. Pomyślał. Wciąż leżał na ziemi. Powoli, omacku się podniósł podpierając ściany. Była wilgotna. Co to za miejsce? Powinienem być w windzie, a nie w cuchnącym miejscu. Pomacał kieszenie. Magazynki były na swoim miejscu. Kolbę smoka wciąż czół na plecach. Jakieś światło. Pomyślał. Jeszcze raz przeszukał kieszenie. Magazynki, klucze do domu, karta do radiowozu… wyliczał po kolei. W końcu znalazł zapalniczkę. Lepsze to niż nic. Przyświecając sobie zapalniczką, powoli zaczął posuwać się na przód.
Nie opodal płynęła woda. Postanowił, że się przyjrzy. Ostrożnie, uważając aby nie wpaść do tego czegoś, wykonał kilka kroków. W świetle niewielkiego płomyka zobaczył, że to ścieki. Skrzywił się. Dlaczego przeniosło właśnie tu? Nie umiał znaleźć odpowiedzi. Najwyraźniej znajdował się w kanałach, ale którego miasta? Wyjął telefon z zamiarem sprawdzenia położenia. Telefon właśnie wyświetlał, że brak zasięgu i brak GPS. Co to za dziura? Tempo patrzył na wyświetlacz. Przecież czas jest dobry. Może jestem bardzo głęboko pod ziemią? Ale nie wiele miast ma tak głębokie kanały. Schował bezużyteczny gadżet i mozolnie ruszył do przodu.

** ** **

Rozmowa z generałem wypadła pomyślnie, ale czół się z tym źle, że Bór dał mu pistolet, który i tak nie zostanie użyty podczas tego powstania. Przynajmniej miał nadzieję, że nie będzie walczył, bo nie miał pojęcia jakie zmiany w czasoprzestrzeni zajdą, gdy on się wmiesza. Czas do bardzo delikatna oś świata. Przeszłej nie należy zmieniać, bo zmienić może teraźniejszość. Samo pojawienie się ich było swego rodzaju zaburzeniem, ale należało je zminimalizować. Na razie był problem z powrotem. Coś spowodowało, że zegarki nie chciały się przestawić do przyszłości. Pokręcił głową. Może coś wymyślę. Mailine mi pomoże.
Kiedy doszedł do miejsca, gdzie rozciął linę, zdał sobie sprawę, że nie ma jak przejść na drugą stronę. Niepewnie spojrzał na zegarek. Mapa działała, ale nie znał dobrze rozkładu miasta w tych czasach. Powoli zaczął przeglądać ulice. Potrzebował wiedzieć, gdzie jest najbliższe wyjście z kanału na tą samą ulicę. Najlepiej aby miało też wejście po drugiej stronie ulicy. Po chwili przeglądania mapy udało mu się znaleźć. Już miał ruszyć w tamtą stronę, kiedy w sąsiednim przejściu coś niesamowicie błysnęło.
– Co to było? – Szepnął. Ten błysk wyglądał jak ten, kiedy my tu się pojawiliśmy. Pomyślał próbując coś zobaczyć. Może ktoś się pojawił? A może to efekty uboczne ich się pojawienia. Miał nadzieję, że nie to ostatnie, bo oznaczałoby to, że rzeczywistość tego czasu sama próbuje się ich pozbyć. Niepewnie ruszył w stronę błysku.

** ** **

Zaczynało go irytować klikanie zapalniczki, której dźwięk odbijał się echem od ścian tunelu. Schował ją i zamiast niej wziął telefon. Światło będzie miał oczywiście do puki bateria mu się nie wyczerpie. Doszedł do rozwidlenia i nie miał pojęcia, gdzie powinien teraz pójść. Każdy tunel wydawał mu się dobrym. Woda wypływała z mieszczącego się na środku basenu. Część wody wpadała do niego z górnych rur, które kończyły się nad basenem. Hałas tu był naprawdę spory. Na szczęście ktoś umieścił tu kładki nad mazią płynącą niżej. Szedł może dziesięć minut. Osunął się po ścianie i powoli, metodycznie, jeszcze raz przeszukał kieszenie. Nadal nie wiedział co zrobić z zegarkiem brata. Dotknął go palcem. Zawibrował i wyświetlił ekran startowy. No tak. Pomyślał. Przecież ma funkcje mapy. Wybrał ikonę i czekał na załadowanie. Nie znaleziono GPS. Co? Przecież to lepszy sprzęt niż ten telefon. Znaleziono mapę w bazie urządzenia w pobliżu. Czy pobrać? Tak. Nie. Wybrał tak i czekał. Przez chwilę nic się nie działo, a po chwili zegarek wyświetlił mapę okolicy. Znajdował się w podziemiach Warszawy. Ale miasto wyglądało jakoś inaczej. Były tylko zwykłe. stare ulice. I co na mapie robili ludzie z podpisem czaszki i z niemieckimi mundurami, zamiast SPiB? Nic nie rozumiał. Zatopił się tak w myślach, że nie usłyszał zbliżających się kroków.
– Co ty tu robisz? – Usłyszał obok. – Miałeś na mnie czekać? – Ten głos poznałby wszędzie. Zerwał się na nogi i spojrzał w stronę rozmówcy. Stał przed nim wysoki, mocno zbudowany mężczyzna o czarnych włosach niebieskich oczach. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
– Też się cieszę, że cię widzę braciszku? – Zakpił Jerre. – Wiem gdzie powinienem być, ale nic nie rozumiem.
– Użyłeś zegarka? – Spytał Joannes.
– No… Właściwie użył go Jorgen, bo ja nie rozumiałem tego co mam zrobić i potem mi go oddał.
– Teraz jasne.
– Co jasne?
– Cieszę się, że żyjesz i cieszę się, że nam pomożesz. Przynajmniej taką mam nadzieję. Choć miałem też nadzieję, że cię tu nie ściągnę.
– Tu, to znaczy do jakiejś dziwnej Warszawy?
– Tak. Sprawdzałeś, który dzisiaj jest? – Przestrach na twarzy brata skłonił Jerrego aby spojrzeć na telefon.
– Jest 10 lipca 2205. – Joannes pokręcił głową.
– To jest czas, który powinien być.
– Jak to powinien? – Nic nie rozumiał. Kiedy zaczynał coś pojmować, brat mówi mu, że czas nie jest ten, który powinien być. Nie, to już robiło się skomplikowane.
– Spójrz na swój zegarek, a nie na telefon. – Poradził Joannes. Jerre zrobił jak mówił i zdębiał.
– Co? Jak to? Jak to możliwe? – Jego zegarek również pokazywał 1 sierpnia 1944.
– Chodźmy z tond, później ci wyjaśnię.
– Obyś to zrobił, bo naprawdę to mi się nie podoba.
– Wież mi, mi też nie. Znam wyjście z tego śmierdzącego miejsca.

** ** **
Pojawienie się brata całkowicie Joannesa zaskoczyło. Miał nadzieję, że wróci razem z Mailine i tyle. A tu miał jeszcze jedną osobę. Nie przewidział tego i był świadomy, że brat będzie się wyróżniał z racji ubrania i sprzętu, którego jeszcze nie wynaleziono. Mogli tu zginąć i nikt by się nie dowiedział, gdzie leżą ich ciała. Nie miał pojęcia jakby to wpłynęło na historię i nawet nie chciał wiedzieć. Pokręcił głową. Nawet przypadkowa kula może być groźna, bo nie miał żadnej apteczki. Może brat miał, ale raczej nie. Idąc powoli w stronę wyjścia zapytał.
– Masz jakieś leki, bandaże i tym podobne? – Jerre powoli przemacał kieszenie.
– Nie, nic takiego nie mam. – Przez chwilę szli w milczeniu. – A po co ci to?
– Bracie, czy pamiętasz co działo się tu w czasie pierwszego sierpnia 1944? – Zapytał Joannes patrząc na brata.
– Hm. Powstanie było.
– No tak. A w czasie powstania strzelano. – Dokończył Joannes pozwalając aby Jerre sam dokończył myśl.
– Możemy zginąć.
– Właśnie. – Potwierdził Rektor. – Na razie dostańmy się do mojej kryjówki, a potem ustalimy co mamy robić. – Jerre smętnie pokiwał głową.
Do wyjścia było już niedaleko. Korytarz zakręcił i ich oczom ukazały się uchwyty dla rąk i nóg. Z góry wpadało światło rozjaśniając ponure miejsce.
– Pozwól, że ja wyjdę pierwszy. – Powiedział Joannes. – Może być niebezpiecznie.
– Jeśli tak, to ja powinienem iść pierwszy. – Sprzeciwił się Jerre.
– Dobra, przygotuj broń i wychodź. – Jerre zdjoł z pleców broń, sprawdził magazynek i odbezpieczył, aby była od razu gotowa. Powoli podszedł do uchwytów i zaczął się wspinać. Powoli uniósł właz i przesunął. Syknął, gdy właz stuknął o bruk.
Tym czasem Joannes spojrzał na mapę. Na ulicy były dwa patrole. Jeden właśnie szedł w ich stronę. Jęknął. Mogli usłyszeć stukot studzienki.
– Uważaj, dwóch niemców idzie w naszą stronę. – Gdy to powiedział, brat stał już na górze. Dobra. Pomyślał. Idę za nim. Szybko wspiął się na górę i miał powtórzyć ostrzeżenie, gdy niemcy wyszli zza sterty skrzyń zasłaniających wejście do kanalizacji.
Przez chwilę nie działo się nic, bo niemcy byli zaskoczeni, nie codzienną jak dla nich, dwójką mężczyzn. Jeden z niemców otrząsnął się pierwszy i rozkazał.
– Dokumenty! – Mamy problem. Pomyślał Joannes. Tylko on znał niemiecki. Ich dokumenty były holograficzne. Pokazanie ich nie wiele by dało. Położył rękę na ramieniu brata i wystukał Morsem: zajmę ich.
– Dokumenty! – Powtórzył niemiec. Drugi zdjął pistolet z ramienia i spokojnie czekał na rozwój wydarzeń.
– Proszę, to są nasze dokumenty. – Powiedział Joannes po niemiecku wciskając guzik przy pasku.
Zdumienie niemców było ogromne. Najpierw jeden z mężczyzn mówi w ich języku, a po chwili pojawił się dziwny obiekt. Po patrzył jeden na drugiego. Obiekt unosił się przed Joannesem i przedstawiał jego twarz oraz jakieś napisy po polsku. Obiekt się otworzył jakby był książką odsłaniając ciągi dziwnych liczb i jakichś niezrozumiałych danych.
– Przepraszam. – Odezwał się Joannes. – Tylko takie mam dokumenty. Papierowe już dawno wyszły z użycia. – Twarz niemca stojącego po lewej spurpurowiała z gniewu. Jak śmie ta polska świnia do niego, oficera S.S., zwracać się jak do swojego. Po niewczasie Joannes zauważył czaszkę na mundurze. Zaraz każe nas kazać zastrzelić. Pomyślał patrząc niemcowi w oczy. To też dla niemca okazało się za dużo.
– Zastrzel ich. – Zwrócił się do kolegi po prawej. W głosie słychać było tłumiony gniew. Mężczyzna z pistoletem spokojnie wycelował, odciągnął kurek i… Nie zdążył pociągnąć za spust. Syknęło i broń eksplodowała niemcowi w rękach. Joannes padł dając bratu pole do czystego strzału. Znowu syknęło i esesman padł z przestrzeloną głową. Drugi otworzył właśnie usta, aby krzyknąć. Joannes wybił się i przewrócił niemca. Szybko ramieniem oplótł mu tchawicę i zaczął zaciskać. Niemiec prubował rękoma zepchnąć Joannesa, ale twarz zaczynała mu już purpurowieć. Coraz rozpaczliwiej okładał Joannesa pięściami, aż znieruchomiał.
W tej chwili usłyszał kroki.
– Wynośmy się z tond. – Szepnął Jere. Idą następni. Joannes zerwał się i zaczął biec. Brat ruszył za nim z bronią w ręku.

EltenLink