** ** **
Za kilka godzin miało się tutaj rozpętać piekło, a on musiał znaleźć kamuflaż dla dwójki przybyszy z przyszłości. Tylko czytał o tym okresie i nawet nie przypuszczał, że będzie mu dane przeżyć kilka dni w okupowanej Warszawie. W ogóle nie czuł się tu bezpiecznie, ale priorytetem było znalezienie ubrań ludności cywilnej. Pod każdym rogiem spodziewał się ataku. Miał mapę w zegarku, ale nie tylko on ją mógł widzieć. Nie miał wiele czasu na kombinowanie. Powoli wyjrzał zza drzwi do piwnicy, w której się ukryli i zastygł nasłuchując. Gdzieś kapała woda, ale poza tym było cicho. Za drzwiami były schody, które prowadziły bez pośrednio na ulicę. Pamiętał, że tam już nie ma drzwi. Jeszcze raz zerknął na mapę. Najbliższy patrol był za rogiem. Postanowił, że jednak wyjdzie na ulicę i spróbuje się za czymś schować. Jeszcze raz spojrzał na mapę. Zorientował się, że ze zdenerwowania zaczynają mu się pocić dłonie. Najbliżej była sterta skrzyń. Za nimi mapa pokazywała dziwną ikonę. Wyglądała jak koło, ale z krzyżem w środku. Nie ważne co to – mruknął wchodząc po schodach. Wyłączył mapę i błyskawicznie wyskoczył z wnęki. Światło słoneczne oślepiło go, ale pamiętał, że musi lekko skręcić w lewo, aby dobiec do tych skrzyń. Wzrok odzyskał po chwili i dzięki temu nie wpadł na naprawdę ogromny mur ustawiony ze skrzynek, skrzyneczek czy jakichś kontenerów. Powoli obszedł to i schował się za tym. Mur został ustawiony tak, że środkowa część była wysunięta do przodu, dzięki czemu tutaj robiła się niewielka przestrzeń na dwie osoby. Mur nie dotykał ścian budynku, ale wejście za niego było na jakieś 10 – 20 cm. Tym dziwnym znaczkiem okazał się właz kanalizacyjny. Niepewnie na niego popatrzył. Tam w piwnicy stracili ponad godzinę. Jaki był teraz czas? Bojąc się wyniku, uniósł zegarek i zaraz go opuścił. Pozostały im, a właściwie jemu tylko trzy i pół godziny. Westchnął. Czas działał na jego nie korzyść. Włączył tryb mapy, ale już znacznie pomniejszony. Bardzo nie dobrze – jęknął. Widział wyraźnie, że patrol niemiecki idzie tą właśnie ulicą i w dodatku jeden miał na mundurze trupią czaszkę. S.S – uświadomił sobie. Jak mnie tu znajdą… – Wolał nie kończyć tej myśli. Przyklęknął przy włazie i spróbował go podnieść. Jęknął pod ciężarem, ale powolutku uniósł i ostrożnie położył obok, ale i tak właz brzęknął o bruk. Niemcy na pewno zainteresowali się tym dźwiękiem. Rzucił okiem na mapę. Faktycznie, niemcy przyspieszyli i w dodatku kierowali się w jego stronę. Niepewnie zajrzał do dopiero co otwartego otworu. Zaleciało stęchlizną i wilgocią. Niepewnie usiadł na skraju. Spuścił nogi w dół. Opuścił się na samych rękach i zamachał nogami. Znalazł klamry. Jak najszybciej opuścił się w głąb. Zrobił straszny hałas przesuwając właz na standardowe miejsce. Już nie starał się zachowywać cicho, bo i tak niemcy już tu szli. Na dole śmierdziało gorzej niż się spodziewał. Tunel tylko był po lewej stronie. Wbiegł tam. Tunel, był szeroki na zaledwie 50 centymetrów czy może trochę więcej. Słyszał jak woda chlupie pod jego butami, ale nawet już się tym nie przejmował. Zaczął biec. Mapa na zegarku oświetlała tunel, ale tylko widział na parę metrów przed sobą. Dotarł do rozwidlenia. Jego mniejszy tunel łączył się z większym, środkiem, którego płynęła mętna woda. Nawet nie było pomostów, aby przejść na drugą stronę. Pozostało w lewo albo w prawo – zastanowił się. Wybrał lewo, ale nawet nie był pewien czy dobrze zrobił. Biegł ile sił w nogach. Niespodziewanie zobaczył linę przerzuconą nad ściekami na drugą stronę. To jest moja szansa – szepnął. Skoczył/ Złapał. Podciągnął się. Po woli posuwał się na drugą stronę. Opary ze ścieków doprowadzały do dziwnych harców jego brzuch. Zeskoczył. Włączył w zegarku laser i z boku wysunął się niebieski promień. Joannes podskoczył i przeciął linę. Dopiero po tym pomyślał, że może mieć problem z powrotem. Wyłączył laser i zastygł. Kapała woda, pluskały płynące ścieki. Nic się nie działo. W dali przed sobą zobaczył parę jarzących się punkcików. Punkciki przybliżały się. Zdał sobie sprawę z tego, że to tylko mysz. Zwierzątko zamarło, stanęło słupka i popatrzyło na człowieka. Joannes widział mysz, bo w suficie trafiały się otwory, przez które spływała woda z ulicy. Gdy tylko Joannes postąpił krok do przodu, myszka odskoczyła i uciekła gdzieś w głąb. Czyli niemcy mnie nie ścigają – zastanowił się. Powoli ruszył w dalej.
Oczy się przystosowały do ciemności. ale nie widział dalej niż kilka metrów. Światło z zegarka pozwalało jedynie dojrzeć przedmioty ukryte po bokach. Nie miał pojęcia do kont kanał go może zaprowadzić. Skręcił w jedną z odnóg i po kilku set metrach się zatrzymał. Wyrosła przed nim ściana z uchwytami. Spojrzał w górę. Właz – pomyślał. – Na jaką ulicę wyjdę? – Sprawdził położenie. Na ulicy, według mapy, nie było żadnych niemców. Z pod włazu nie wiele było widać. Widoczność blokował stojący samochód. Powoli przesunął właz, wyskoczył i od razu przykucnął za samochodem. Obejrzał się za siebie. Za plecami miał kolejne auto. Zasunął wejście. Wzdłuż ulicy stały kamienice podobne do kamienic na tam tej ulicy, na której się pojawił. Do najbliższego budynku miał pięćdziesiąt metrów. Z jednej z klatek wyszedł młody chłopak. Śpieszył się gdzieś, ale nerwowo też się rozglądał. Miał na plecach niewielki, czarny plecak. Muszę zdobyć ubranie – zastanowił się. – Niema innej drogi jak przez A.K. Chłopak miał blond włosy i niebieskie oczy. Postał chwilę, a po chwili już go nie było. Joannes musiał dotrzeć do oddziałów A.K. Jednocześnie nie chciał brać udziału w powstaniu. Na leżało zdobyć ubrania i zniknąć. Tylko jak naprawić błąd, kiedy nie ma komputerów. Zerknął na zegarek. Jakie funkcje mi zostały? – W zamyśleniu muskał palcem wyświetlacz. No tak – palnął się drugą ręką w czoło. – Jest jeszcze termowizja i infowizja. Zegarek rozsyła fale niewykrywalne dla radarów i pokazuje organizmy żywe, a przy drugiej opcji pokazuje wszystko, nawet ludzi i są niewielkie podpisy kto to, lub co to. Działa to na zasadzie, że w zegarku jest baza osób, a zegarek rozpoznaje fale wracające. Joannes wybrał tryb infowizja. Na kopercie zaczął obracać się biały promień jak na radarze. Po chwili powróciła mapa i tylko w górnym rogu obracał się malutki promyk. Na mapie pojawiły się dodatkowe punkty. Po przesunięciu palca mógł nawet zajrzeć do środka budynku i sprawdzić kto jest w środku. Dobra, nie mam czasu. Muszę zmienić kryjówkę. – Pomyślał. Według zegarka najbliższa kryjówka była za dwoma samochodami. Była tam sterta desek. Joannes przebiegł do miejsca i skulony się tam schował. Zegar pokazywał, że w jednym z budynków jest paru żołnierzy A.K. Joannes zaznaczył cele i urządzenie wskazało drugą klatkę w najbliższej kamienicy, potem na drugie piętro i środkowe mieszkanie. Z przyzwyczajenia Joannes pokiwał głową jakby komuś odpowiadał i to właśnie ten ktoś ułożył tą trasę, a nie program. Niemców nie było w pobliżu, ale i tak na leżało uważać. Powoli wyszedł zza osłony i wolnym krokiem podszedł do drzwi od klatki schodowej. Wolno wszedł po schodach. Które to miało być piętro? – Mruknął. – Chyba drugie. – Dla pewności spojrzał na ekran. – Tak – Szepnął. Stanął przed drzwiami i zapukał trzy długie, trzy krótkie i trzy długie. – Chyba zrozumieją – pomyślał. Drzwi się uchyliły i czyjaś ręka wciągnęła go do środka. A druga ręka zaś zatkała mu usta.
– Hasło. – Odezwał się ktoś za jego plecami. Ktoś inny zamknął drzwi. – Co mam im powiedzieć? – Tysiące myśli przelatywało mu przez głowę. Jak źle powiem to mnie zabiją. A może nie? Wolał nie sprawdzać.
abc – Warszawa. – Jęknął podduszany Joannes. Ręka zniknęła z jego gardła. Palnął co przyszło mu do głowy i nawet nie spodziewał się, że będzie pasować.
– Nie jesteś z tond. – Stwierdził jeden z żołnierzy i powoli podszedł do Joannesa. Drugi puścił go.
– To ty zamknąłeś drzwi? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Tak. Czego potrzebujesz i kim jesteś? – Zapytał ten sam żołnierz. Joannes się zawahał. – Co mam im powiedzieć? – Zastanawiał się. – Że przybyłem z przyszłości? Nie, nie zrozumieją tego. – Pokręcił głową. – A jeśli oni wciągną mnie do walki w powstaniu? Nie mogę się w mieszać i zmieniać historii. Może powiem im, że przysłał mnie rząd angielski. – Zastanowił się.
– Co nic nie mówisz?
– Przysłał mnie rząd angielski i muszę dostać ubrania dla mnie i dla mojej towarzyszki, którą zostawiłem w mojej kryjówce.
– Acha, brytole cię przysłali. – Jeden z żołnierzy się skrzywił. – Przez resztę wojny o nas zapomnieli, a teraz sobie przypomnieli, łajzy.
– No, wiecie. Zrzucili mnie i kazali dotrzeć do dowódcy. – Jeden z żołnierzy klepnął Joannesa w plecy.
– Rozumiemy, ale jesteś polakiem, bo mówisz bez akcentu.
– Tak. Urodziłem się w Polsce. – Tym razem nie kłamał i tylko to mógł im powiedzieć.
– Świetnie. – Ucieszył się drugi. – Przydasz się do działań.
– Ty! – Zganił go kolega. – On mówił, że ma coś do przekazania generałowi. – Dopiero teraz Joannes sprubował się rozejrzeć dookoła. Stał w niewielkim przedsionku, którego ściany wyłożono drewnem, a na podłodze leżał dywan. Po lewej stronie były kolejne drzwi. Żołnierze zapukali jeszcze inny kod i dopiero potem drzwi się otworzyły do środka. Za nimi był wąski korytarzyk kończył się ścianą, ale po obu stronach korytarzyka były po dwie pary drzwi. W korytarzyku też byli żołnierze.
– Ten człowiek – wskazał jeden z żołnierzy na Joannesa – chce rozmawiać z generałem. – Ostrożnie Joannes spojrzał na zegarek. Była już 14:30. – A może oni patrzą na mój zegarek? – Szaleńczo zakrył wyświetlacz rękawem.
– Tak, chciałbym rozmawiać z generałem.
– Idź za mną – mruknął jeden z żołnierzy i się odwrócił w stronę korytarzyka. Joannes powoli ruszył za żołnierzem nie pewien czy rozmowa się uda. Na moment odsłonił zegarek i zdumiony jeszcze raz na niego spojrzał. Zegarek wskazywał, że w następnym pomieszczeniu po prawej znajduje się generał. Urządzenie podpisało osobę jako: Bora-Komorowskiego. Tylko czytał o tym człowieku, a teraz będzie mu dane z nim porozmawiać. Żołnierz otworzył drugie drzwi po prawej i wprowadził Joannesa do środka i zamknął za nim drzwi.
Pokój był obszerny i urządzony spartańsko. Na wprost drzwi było niewielkie okienko, które wpuszczało dość światła, aby oświetlić pokój i napełnić go ciepłem dnia. Na środku stał stolik, a przy nim cztery fotele. Na lewej ścianie wisiał wielki obraz, który przedstawiał jakiegoś rycerza na koniu. Od stołu wstał mężczyzna z pociągłą twarzą i dużymi oczami. Mężczyzna podszedł powoli i spojrzał na Joannesa z wyczekiwaniem. dostrzegł również, że ma niewielką łysinę i okulary. Miał niepewne przeczucie, że teraz jest chwila decydująca czy będzie musiał się mieszać w powstanie, czy też nie. Powoli podszedł do generała i wyciągną prawą rękę. Generał miał silny i stabilny uścisk.
– Witam! – Pierwszy odezwał się Komorowski. – Czego potrzebujesz? – Pytanie Joannesa zbiło z pantałyku. Myślał, że dowódca powstańców zapyta z kont jest i kto go przysłał, a tu nic.
– Potrzebuję ubrań ludności cywilnej dla mnie i dla jeszcze jednej osoby. Dla kobiety. – Odpowiedział rzeczowo. Bór tylko kiwnął głową.
-Dlaczego jesteś tak cudacznie ubrany? – Szczerze mówiąc Nie wiedział co ma powiedzieć, ale po chwili rzekł.
– Ubrali mnie tak, aby Niemcy, jeśli bym wpadł nie daj Boże w ich ręce, pomyśleli, że jestem naukowcem. Nie mogę więcej zdradzić. – Skłamał. Bór tylko wzruszył ramionami. Wyglądało to tak jakby mówił, nie moja to rzecz. Po chwili się odezwał. Brzmiał tak nonszalancko jakby popijał herbatkę, zamiast przejmować się tym, że będzie tu niebezpiecznie.
– Dobra. – Rzucił. – Zlecę to jednemu z żołnierzy. Pomożesz nam? – Joannes od razu zrozumiał o co pyta Bór-Komorowski. – Pytam, bo nie możliwe, że Brytyjczycy nic o tym nie wiedzą i każda para rąk jest potrzebna. – Joannes zawahał się. Co mam mu powiedzieć? Zapytał samego siebie. Może, że jednak brytole nic nie wiedzą? Próbował sobie przypomnieć z dokumentów, które w jego czasach już odtajniono. Niepewnie spojrzał w oczy dowódcy. W głowie Joannesa panowała pustka. Nie mógł sobie przypomnieć. Wolno wciągnął powietrze przez lekko rozchylone usta, a potem je wypuścił. Wciąż stali na wprost siebie. Żaden się nie poruszył. Sprawdził czy ma zakryty zegarek i dopiero po tym odpowiedział.
– Mamy własne zadanie, ale pomożemy na ile możemy. A brytole nic nie wiedzą. – Generał odwrócił się w stronę obrazu i przez chwilę mu się przyglądał.
– Jak to? – Wyraz twarzy generała się zmienił. Malowało się na niej wzburzenie. Jednak po chwili opanował się i spokojnie powiedział. – No tak, ty pewnie wykonujesz tylko rozkazy. – Joannes tylko wzruszył ramionami. Bór mrucząc coś do siebie, wolnym krokiem podszedł do obrazu i chwycił go za ramę. Okazało się, że obraz był zamontowany na zawiasach, a pod nim mieścił się sejf. Gór otworzył sejf i wyjął z niego zawiniątko. Zostawił otwarty i podszedł do Joannesa. Przedmiot zawinięto w wilgotną szmatę i pachnący olejem jakiś materiał. Joannes wziął przedmiot i zwarzył go w dłoni. Od razu zrozumiał, że to pistolet. Z lekcji historii pamiętał, że powstańcy mieli kłopoty z pistoletami, a jeszcze większy kłopot z amunicją. Odwinął pistolet i podniósł go do oczu. Broń była zadbana i błyszczała jak nowa. Przyjrzał się jej dokładnie. Tym co trzymał był pistolet maszynowy Błyskawica. Broń miała 556 milimetrów długości. Odbezpieczył i wycelował w okno. Nie zapomniał jak się korzysta z takich zabawek. Chciał oddać broń, ale Bór machnięciem ręki odmówił.
– Tobie się przyda. – Joannes chciał zaprotestować, ale widział, że generał jest zdecydowany. Joannes przypomniał sobie nagle, że stojący przed nim mężczyzna ma już 49 lat.
– Dziękuję. – Miał zapytać o amunicję, ale mężczyzna go uprzedził i podszedł do sejfu. Przyniósł dwa niewielkie pudełka.
– Co to jest?
– To są magazynki do pistoletu. – Powoli obejrzał broń. Wyglądało na to, że pistolet miał 9 mm. Nie miał pojęcia jak przetransportuje tą broń do piwnicy, w której się ukryli, ale wiedział, że sam miecz mu nie wystarczy. Zawinął broń z powrotem i położył na stole. Generał zamknął sejf i na powrót zasłonił obrazem. Podszedł do drzwi i rozchyliwszy je, zawołał.
– Jan, skocz po ubrania cywilne dla kobiety i tego mężczyzny co przyszedł.
– Tak jest. – Usłyszał Joannes zza ściany.
– I to już. – Dorzucił dowódca. Po chwili wrócił do pokoju i ponownie stanął na wprost Joannesa.
– Dostaniesz swoje ubrania, ale opowiedz co z Wielką brytanią? – Gestem Bór-Komorowski wskazał krzesło przy stole. Niechętnie Joannes zasiadł i ze znudzeniem spróbował wyjrzeć za okno, ale nie wiele było widać. Generał obszedł stół i usiadł na wprost.
– Brytyjczycy nie zamierzają pomóc, bo bombardowania Londynu wciąż trwają. – Próbował coś wymyśleć, ale nie miał pojęcia czy to prawda. – Będą tylko zrzucać zasobniki i tyle. – Mężczyzna na przeciwko skrzywił się tak jakby połknął cytrynę. – Mogą jedynie wysyłać pojedynczych ochotników w tym mnie. – To nie była prawda z tym ostatnim, ale jakąś legendę musiał wymyślić.
– A co to są zasobniki? – Tym pytaniem generał zaskoczył go. W panice próbował coś wymyśleć. No tak, powstania jeszcze nie ma, a może w tych czasach tak tego się nie nazywa. Musiał jakoś wybrnąć.
– Są to zbiorniki z odzieżą, amunicją itp.
Drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wbiegł jeden z żołnierzy, którego widział jak tu wchodził. Na ramieniu niósł jakieś ubrania. Rzucił je na stół i wybiegł.
– To są twoje ubrania. – Wskazał generał stertę i dodał. – Za jakiś czas rozpęta się piekło i dotrzyj do kryjówki jak najszybciej. – Joannes powoli wstał i sięgnął po stertę.
– Mogę się tu przebrać? – Bór tylko kiwnął głową. Zdjął przez głowę szatę i rzucił na ziemię. Z pod niej wyjrzała niebieska koszula i dżinsy. Przez pierś biegł pas ze skóry. Zdjął go przez głowę i położył na stole. Do pasa była przymocowana pochwa z kataną. Brwi generała na widok broni podjechały do góry, ale nic nie powiedział. Joannes założył to co przynieśli żołnierze. Do pistoletu był przymontowany pasek. Rektor powoli przewiesił broń przez plecy, a magazynki wrzucił do kieszeni w spodniach. Miecz też przewiesił i zakrył płaszczem. Spojrzał na zegarek. Minęła już ponad godzina.. Powoli przeniósł wzrok na mężczyznę siedzącego przy stole i zapytał.
– Mogę już iść?
– Pamiętaj, że my walczymy o większą sprawę. – Rzucił w przestrzeń patrząc Joannesowi prosto w oczy. – Wszystko co się dzieje, gra na naszą nie korzyść. – Ręką Bór wskazał drzwi i już nic więcej nie powiedział.
Gdy wyszedł z bloku niebo było czyste, a na ulicy panował spokój. Rektor zrobił jak wcześniej, ale po minął kryjówkę przy bloku. Ukrył się między samochodami, które nadal stały jak wcześniej. Powoli odsunął właz i wszedł do środka.
Witajcie. Pisze to na dole, abyście się nie sugerowali moją opinią. Czuje, że ta rozmowa jest jakaś zbyt
płaska. Za szybko Bór dał mu tą broń i te ubrania. No i za szybko do niego dotarł. Jakoś lepiej mogłem
to napisać. Napiszcie jak myślicie.
W odpowiedzi na “Bramy Czasu odc. 4”
Dlaczego główny bohater miał niepolskie imię, skoro był Polakiem i mówił po polsku?