** ** **
– Wróg na jedenastej. – Usłyszał w słuchawkach. Rzeczywiście. Na podanej pozycji znajdował się lotniskowiec i eskadra dziesięciu myśliwców. Podleciał i otworzył ogień.
– Ma za mocne osłony. – Usłyszał Orła 5. Z pod kolosa wyleciały nowe fregaty zwane Tygrysami. Były szybkie i zwrotne, a jednocześnie śmiertelnie groźne. Rozwijały prędkość większą niż myśliwce SPiB, ale ich wadą był mniejszy pancerz i słabsze osłony oraz mniejsze zbiorniki paliwa. Bronią tych myśliwców były rakiety i jonowe działa na dziobie. Kto dostał, to elektronika i osłony siadały, a rakiety robiły resztę.
– Zbliżają się. – Krzyknął Orzeł 10.
– Spokój, zajmiemy się nimi. – Spróbował zachować spokój. – Uwaga na ich działa jonowe! – Do rzucił Jerre. Miał już krzyknąć, żeby zrobili formację M, ale było za mało czasu, a startując nie za bardzo wyszło i chciał to naprawić. Pierwsze statki znalazły się w zasięgu jego dział. Wcisnął jeden z kilkuset guzików na sterze, a działa na skrzydłach plunęły śmiercionośnymi promieniami. Pierwszy statek dostał, ale prawie od razu po salwie musiał zrobić unik przed rakietą jonową. Wirażem zwiódł przeciwnika i znalazłszy się na jego ogonie, ponownie wystrzelił. Nie miał czasu sprawdzać czy trafił. Kolejna fregata siedziała mu na ogonie. Radar ostrzegał go, że leci wroga rakieta. Pamiętał, że tego typu rakiety działają na podczerwień. W ostatniej chwili zadarł maszynę i na ekranie zobaczył jak fregata wroga, która leciała przed nim, dostaje rakietą. Od razu to wykorzystał. Spikował na statek jak sęp i wystrzelił salwę celując w silniki. Momentalnie się zadymiło i spiralnie maszyna zaczęła opadać. Rozejrzał się wokół. Wszystkie statki z jego eskadry toczyły walkę. Tylko jego samego nikt nie atakował. Dziwne, pomyślał. Niespodziewanie wielki pancernik, który dotychczas stał spokojnie, otworzył do niego ogień. Celował z każdego turbodziała właśnie do niego. No to teraz mam przesrane, pomyślał lawirując pomiędzy kolejnymi strzałami.
– Zajmijcie się tym przeklętym lotniskowcem. – Krzyknął w mikrofon. – Chce mnie posłać na ziemię.
– Ja się tym zajmę. – Odparł Orzeł 4.
– Ja też. – Dodał Orzeł 6. Jerre przyspieszył i unikając dział zaczął się oddalać od wielkiego statku. Widział jak jego pomocnicy angażując załogę lotniskowca w walkę ułatwiają mu zadanie.
– Odciągnijcie jego działa ode mnie. Muszę dotrzeć do Instytutu.
– Rozumiemy. – Wydawało się Jerrowi, że już wporzątku, kiedy znowu zaćwierkał radar informując o wrogim namierzaniu. Co znowu, zaklął w duchu. Ekran nie kłamał. Eskadra myśliwców, która wcześniej stała bezczynnie teraz postanowiła wkroczyć do akcji. To ich działa mierzyły w jego statek. Cała dziesiątka leciała na niego. Wiedział, że sobie poradzi, bo tego typu myśliwce to używało każde wojsko i to w dodatku starszego typu. Nie to co nowe Jaguary, szybsze, zwrotniejsze i co najważniejsze – ich działa były w stanie niszczyć statki matki, ale jeszcze nie lotniskowce. Takie pół na pół. A t. Były zwane Sępami, bo latały dość wolno, ale jak zobaczyły coś to na krótki dystans mogły rozwinąć prawie pod świetlną prędkość, ale po wykonaniu takiego ataku, ich mobilność spadała podwójnie i celność również. Muszą mnie zaatakować najpierw, pomyślał. Miały za gruby pancerz na jedną salwę i osłony też niczego sobie. Jerre okrążył eskadrę.
– Wyleciałem z pod zasięgu lotniskowca, ale do walki wkroczyły myśliwce, które widzieliśmy na początku. Czyli Tygrysy miały nas przetrzebić. Zaklął szpetnie.
– Tygrysy miały nas tylko zająć. – Rzucił w eter.
– No, jakoś za łatwo było. – Syknął Orzeł 7. – Ale jeszcze ogień wyjdzie im dupą.
– Nie mogę się pozbyć tych głupich myśliwców, a Tygrys ciągle strzela z tych działek jonowych. – Krzyknęła jedenastka. – Ktoś mi pomoże.
– Dwójkami latać! To rozkaz. – Niepewnie spojrzał na ekran. Wróg rozbił ich oddział i polował na pojedyncze jednostki. – Chcą nas wyłapać i zlikwidować! Nie, ścisnąć tyłki i formacja siedmiokąta wokół mnie! Macie mnie na radarze. – Zobaczył, że jeden z myśliwców i jeden Tygrys lecą jego śladem. Dwa podobne nacierały od czoła. Tylko świeca mnie uratuje, pomyślał. Zakręcił statkiem i promienie minęły kadłub, ale osłony zostały naruszone. Znowu zaklął. Bokiem wykręcił i kiedy mijał wroga strzelił torpedą. Z tak bliskiej odległości żadna osłona nie zatrzyma rozpędzonej torpedy. Statek wroga rozleciał się jak domek z kart. Ale jeszcze miał trzech wrogów do zniszczenia.
– Jestem szefie! – Rozległo się w słuchawkach. – Obok pojawił się Orzeł 1, a zanim Orzeł 2.
– Nie dotrę. – Krzyknęła 11. – Katapultuje się. – Jere spojrzał na ekran. Tak, jedenastka opadała ku ziemi. Dwunastka i trzynastka pilnowały, aby dotarła.
– Zbierać się i nie strzelać, dotrzeć do mnie i formacja siedmiokąta, powtarzam. Siedmiokąt! – Coraz więcej statków z jego oddziału dolatywało i ustawiało się skrzydło za skrzydłem. Teraz kolega pilnował pleców innych. – Cel Instytut!
Z początku formacja siedmiokąta działała, ale niestety przez chwilę. Jeden z sępów spikował w ich środek i rozbił formacje. Oczywiście został zestrzelony, ale formacja przestała istnieć. Torpedą jonową dostała dwójka i czwórka. Dryfowały teraz, bo wszystko padło. Po bokach leciała jedynka i piątka, ale Sępy już zrobiły koło wokół unieszkodliwionych statków i czekały. Tygrysy nadal nie dawały odpocząć. Muszę im pomóc. Miałem dotrzeć do Instytutu. Dopiero teraz zastanowił się nad swoim działaniem. Naraził Jednostkę na wielkie niebezpieczeństwo, bo on chciał własny cel osiągnąć nie zważając na misje. Mieli tylko sprawdzić, a nie atakować. Ale sam nie dotrze, do celu. Nie miał czasu się zastanowić. Dwa Tygrysy właśnie stwierdziły, że trzeba go zneutralizować. Leciały jeden obok drugiego i potem zrobiły manewr oskrzydlający. Wiedział, że teraz na pewno jedna z torped jonowych musi trafić. Nie po mylił się. Statek zakolebał się gwałtownie i huknęło. Usłyszał jak wyją alarmy i po chwili wszystkie ekrany gasną. Ja cie, zakloł. – Teraz wszyscy mogli sobie do niego postrzelać, a on mógł patrzeć i czekać na ostateczne trafienie. Jednak takowe nie nadeszło. Co jest? Wiedział, że radio w oddziale padło. Obmacał się. Został mu pager i… No tak, niezawodna krótkofalówka. Wyjrzał za szyby. W okuł nadal toczyła się walka. Niestety zorientował się, że oddział przegrywa i dostaje takie cięgi jakich jeszcze nie dostał. Dobra, nie ma wyjścia, syknął przez zęby. Uniósł pager i wcisnął czerwony przycisk. Urządzenie momentalnie się rozgrzało i przejmująco zapiszczało. Właśnie wysłał sygnał SOS na ostatnią pozycję, kiedy jeszcze systemy działały. Może już wszystkich wybili? Nie , nie mogę tak myśleć. Zżył się z każdym z członków oddziału, a teraz co? Wydał ich jak kat na ścięcie. Skrzywił się i niepewnie wyjrzał. Zorientował się, że leci prosto na budynek Instytutu. Nie tak chciałem tu dotrzeć. Ogromna bryła ze szkła i granitu rosła i zajmowała powoli cały świat. W tym momencie zatrzeszczała krótkofalówka.
– Tu zero, zero,
– Tu zero, zero, 1. – Odpowiedział. Głos lekko mu zadrżał.
– Co tam się dzieje, że nasze statki znikają z radarów, a ty wysyłasz SOS i dryfujesz?
– W skrócie walka się wywiązała
– Jak to walka, mieliście nie atakować.
– Tak, ale okoliczności nas zmusiły. – W myślach dodał. – To ja zmusiłem okoliczność.
– Wysyłamy wsparcie.
– Dobra. – Spróbował ukryć strach, ale centrala to usłyszała.
– Nie łam się, zaraz wsparcie będzie, albo skacz. – Nie, miał dotrzeć do Instytutu. Budynek już wydawał się na wyciągnięcie ręki. Mógł nawet zobaczyć wystrój jednego z gabinetów. Widział szafy, biurka i ludzi za nimi. Kilka osób siedziało twarzą do ściany ze szkła, ale nie patrzyła na zewnątrz. Wszyscy byli pochłonięci robotą. Jerre krzyknoł aby uciekali, ale zdał sobie sprawę, że go nie usłyszą. I stało się. Statek z całą masą walną w szkło. Tysiące odłamków wystrzeliło do środka. Zadziałały lepiej niż tysiąc granatów odłamkowych. Ludzie padli tak jak stali, lub siedzieli. Szkło przeszło przez nich jak przez masło. Statek z mniejszą, ale nadal morderczą prędkością sunął do przodu. Nawet biurka, które były wykonane z mahoniu pchał przed sobą jak taranem. Dopiero marmurowa ściana i stos połamanych biurek zakończył tą niestandardową procedurę lądowania. Zgrzyt jaki potem nastąpił ogłuszył go na chwilę, nawet pomimo tego, że miał słuchawki i był w środku maszyny. Przez chwilę się nie ruszał. Niepewnie liczył, że ktoś przyjdzie. Przecież narobił tyle hałasu. Jednak nikt się nie pojawia, a co gorsza nawet nikt nie jęczał. Zabiłem ich, pomyślał. W wyniku zderzenia ze ścianą statek przechylił się na jednoskrzydło i dziobem wbił się w ścianę. Raczej już nikt z niego nie z korzysta. Nacisną przycisk odpowiedzialny za otwarcie kokpitu, ale drzwi tylko zatrzeszczały w proteście. Drugie drzwi nie były w lepszym stanie. Uniosły się, ale zaledwie na dwa centymetry i tak pozostały. Spróbował je podważyć, ale bez rezultatu. No to przejebane, sarknął. Kopnął w uchylone drzwi. Te tylko zgrzytnęły. Kopnął jeszcze raz, a te wystrzeliły do góry i przy dźwięku darcia metalu wypadły z zawiasów. Z hukiem uderzyły w podłogę. Odpiął pasy i niepewnie wygramolił się z radiowozu.
Pomieszczenie, w którym się znajdował sobą przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Przez rozbitą ścianę do sali wlatywał wiatr i z blatów ocalałych biurek porywał setki kartek i unosił w przestworza. Przeszedł nad czyimś ciałem. Słyszał jak pod butami łamie się szkło. Wszędzie leżały ciała. Jedne spadły z krzeseł, na których wcześniej siedziały. Inne przechylone, a właściwie pół leżące na blatach. Jeszcze inni padli jak stali. Wszystkich łączyły dwie rzeczy. To, że zostali rozerwani odłamkami szkła i to, że byli martwi. Stanął na środku. Szkło pokrywało wszystko, no może oprócz jego statku. Ciszę zakłócał jedynie wiatr. Ściany sali ktoś pomalował na biało, a podłogi nie dawało się sprawdzić przez grubą warstwę szkła i światło, które przezeń się rozmazywało. – Cóżem narobił. Tak się dzieje jak się nie myśli. – Zaklął. Dlaczego nikt tu nie przychodzi? Depcząc szkło, przekraczając kałuże krwi i trupy zbliżył się do drzwi. Zostały umiejscowione w ścianie, w którą walnął radiowóz. Drzwi wykonano z metalu i wyglądały na solidne. Nacisnął klamkę. Nie drgnęły. Zamierzał ponowić próbę, ale nagle krótkofalówka przerwała ciszę.
– Tu zero zero. Żyjesz Jerre! Odpowiedz do cholery! – Niepewnie podniósł krótkofalówkę do ust.
– Tu zero jeden. Żyję, ale rozwaliłem szklaną ścianę i jestem w jakimś dziwnym miejscu. Wszędzie szkło.
– Gdzie jesteś?
– Nie wiem. Wiem, że w Instytucie, ale to wielki budynek.
– Wsparcie walczy ze statkami wroga. Ale na drugi ras nie narażaj na straty naszych oddziałów. – Smętnie spuścił głowę. Nikt tego nie widział, ale nadal miał wyrzuty sumienia.
– Wiem. – Powiedział słabo.
– Skoro wiesz, to dla czego tak zrobiłeś? – Zapytał ktoś po drugiej stronie.
– Od piepsz się Rena. Ja jestem uziemiony. Przejmij dowodzenie. Spróbuję się wydostać z Instytutu.
– Dobra. Bez odbioru.
– Bez odbioru. – Mruknął pchając drzwi, które gwałtownie się otworzyły.
3 odpowiedzi na “Bramy Czasu odc. 5”
Suuuuper akcja to mi się podoba.
pisz więcej
Super!